Ranking będzie subiektywny, emocjonalny, podporządkowany własnej historii, zapisanej przez płyty, utwory muzyczne i koncerty. W tle każdego wydarzenia płynie muzyka, niekiedy glośniej, niekiedy ciszej. Niekiedy wychodzi na pierwszy plan, niekiedy gaśnie, jednak zawsze na krótko. Muzyka demaskuje, odkrywa ludzkie charaktery, zdradza nastroje, uwierzytelnia. Chociaż uznać należy prawdę, że są ludzie dla których nie ma znaczenia. Muzyka jest jednak wszędzie, zawiera się szumie morza, szeleście drzew, płonącym ognisku, warkocie silników, w odgłosie trzaskających drzwi, nawet w marszu żołnierzy. Kwestia definicji jest tu najmniej istotna.
Wracając do początku...różne piosenki miały różny wpływ na moje. Odkąd ojciec dał mi w prezencie swój stary adapeter i płytę analogową, którą przywiózł z Jugosławii. To byli The Beatles. Mniej więcej w tym czasie zacząłem z kolegami z podstawówki rozmawiać o muzyce. Większość z nich stawała się fanami tego zespołu. Rolling Stones nie byli wtedy wtedy wśród nas "na topie". I nie była to kwestia dostępności. Na pewno nie. Po prostu bardziej nam odpowiadały melodyjne piosenki. Tak mi już zostało do dziś. O the Beatles nie będę pisać w pierwszej kolejności. Zacznę od płyt, do których wróciłem ostatnio.
poniedziałek, 7 lipca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz