wtorek, 29 lipca 2008

Exekucja, nadszedł czas by grać


Nastały czasy zespołów. Razem z kumplami z klasy z podstawówki od wieków marzyliśmy o graniu. Pamiętam koniec lat 70-tych, gdy spotykaliśmy się po lekcjach w mieszkaniu moich starych przy ul.Tuwima na tyłach ul.Nowy Świat. Braliśmy w ręce makiety gitar wykrojonych z tektury i udawaliśmy, że gramy. Potrafiliśmy godzinami machać głowami i skakać przed głośnikami w pokoju mojego ojca. Okoła 1980 roku mój brat Marcin dał mi po raz pierwszy potrzymać swoją gitarę basową. Miała nrd-owski gryf, czarną deskę i srebrną maskownicę. Chociaż brat grał hard rocka w szkolnym zespole o nazwie Stopień Zasilania, gitara wyglądała bardzo nowofalowo. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, ze bardziej istotne jest to, że chcę grać niż to, ze kompletnie nie potrafię. Ok. 1981 z inicjatywy świętej pamięci Tomka Secomskiego i Grzegorza Piórkowskiego "Ptynia" powstali Sex Offenders. Niebawem przemianowaliśmy się na Raus, by ostatecznie przyjąć nazwę Exekucja. Było nas pięciu: 2 gitary, bas, perkusja i wokal. Śpiewał Faruś, który kilka lat później udzielał się jako perkusista w zespole Tragedia. Nie mieliśmy, gdzie grać, przenosiliśmy się z miejsca do miejsca, nigdzie nikt nas nie chciał. Ćwiczyliśmy przez jakiś czas w MDK Leda przy ul.Grzybowskiej, gdzie grywał również zespół Kafar ten sam, który razem z SS-20 zadebiutował na Mokotowskiej Jesieni Muzycznej w listopadzie 1981 r.. Próby odbywały się również w Liceum im.Dąbrowskiego przy ul.Nowy Świat. Moim zdaniem byliśmy wtedy jedyną kapelą punk rockową na terenie Śródmieścia Centralnego. W historii Exekucji ważnych było kilka epizodów, jednak z największym sentymentem wspominam dwa wydarzenia. Po pierwsze udział w przeglądzie muzycznym w MDk przy ul.Myśliwieckiej, w którym uczestniczyło jeszcze kilka kapel. Stawką było przyjęcie do Klubu i szansa gry w nieźle wyposażonej Sali. Pamiętam jak dziś, gdy stanęliśmy przed publicznością i jury i zaczęliśmy grać „nie dotykac, nie dotykać – wszyscy macie brudne ręce...”.
NIE DOTYKAĆ (Ptyniek-Tomek)

Spójrz z wysoka na twe świetliste miasta
Miasta ludzi dźwięków myśli i światła
Wokół chodzą ludzie i pracownicy
Gospodarni najemnicy

Nie dotykać nie dotykać
Wszyscy macie brudne ręce
Nie dotykać nie dotykać nie dotykać
Nas już więcej

Głowę ci zawraca masa i partia
Rada Państwa cyrk i gospodarka
Imitacja w świecie i prohibicja
Związki fakty pakty i biurokracja

Nie dotykać nie dotykać
Wszyscy macie brudne ręce
Nie dotykać nie dotykać nie dotykać
Nas już więcej

Wszyscy chcą bez przerwy dotykać cię
Wokół czujesz ich zimne ręce
A co za tym wszystkim wciąż kryje się
Nie obchodzi nie obchodzi ciebie

Po dwóch, czy trzech kawałkach podziękowano nam, sugerując ponowny udział w konkursie w kolejnym roku, gdy wreszcie nauczymy się grać ;). Ostatecznie wygrał palant, który był pianistą i śpiewał ballady...Nawet nie mógł skorzystać ze wzmiacniaczy i perkusji, dostępnych w sali prób. Obłęd. Drugie wydarzenie to koncert w Liceum im.Rejtana, do ktorego chodziłem. Graliśmy po zespole System Romanof, przy którym bawiło się sporo ludzi. Gdy zaczęliśmy nasz improwizowany występ sala była jeszcze pełna, przy trzecim numerze pt. „Anarchia w PRL” przed sceną zostalo zalewdie kilku maniaków. Byli to jednak ludzie, którzy doskonale wiedzieli ,o co nam chodzi. Poniżej notka wyprodukowana przez Grzegorza „Ptynia” z myślą o publikacji w książce, której reklamę również załączam:

Zespół (wcześniejsze nazwy: The Sex Offenders, Raus!, Budostal) działał w l. 1982-83 jako jedna z nielicznych kapel punkowych na terenie Centralnego Śródmieścia Warszawy w składzie:
Faraon (Faruś) Piotr Mierzejewski - voc.
Tomek Secomski- g, voc.
Ptyniek Grzegorz Piórkowski- g, voc.
Raff Rafał Ciszewski- b
Gruby Darek Podmanicki- dr
Miał na koncie koncert, kilka otwartych prób i przesłuchań w domach kultury. W grudniu 1982 zagrał w telewizyjnym programie dla młodzieży „5-10-15" (piosenka "Budujemy kraj", drugą - "Regulamin" nie dopuszczono do emisji).
Obecny na jednej z prób Walter Chełstowski zaprosił Exekucję - bez kwalifikacji - na festiwal w Jarocinie. Jednakże w marcu 1983 r. Raff wyjechał z kraju, a z powodu coraz większych problemów ze sprzętem i miejscem do prób, grupa na wiosnę zaprzestała aktywności muzycznej. Faraon został perkusistą zespołu Tragiedia, zaś Raff udzielał się za granicą w szwajcarskim trash-r’n’rollowym zespole The Monsters, potem w warszawskim Poker Face, aktualnie w Lord Stereo..
Do dziś zastanawiam się, jak moje życie potoczyłoby się, gdybyśmy wtedy - w 1983 - zagrali w Jarocinie. Nigdy tam nie pojechałem. Nie cierpię z tego powodu.

sobota, 26 lipca 2008

Kontrola Władzy


Pisząc o polskiej nowej fali początku lat 80-tych nie mogę pominąć jeszcze jednego zespołu - Kontroli W. (Kontroli Władzy) . Powstali w 1981 w Zduńskiej Woli. Założycielem był gitarzysta i wokalista Dariusz Kulda oraz perkusista Wojtek "Czaruś" Jagielski znany powszechnie jako Wampir z emitowanego w TV w latach 90-tych programu „Wieczór z wampirem”. Obydwaj grali wcześniej w zespole Stress. Poza nimi do składu zespołu trafili Katarzyna K. siostra Darka - wokalistka oraz basista Wiktor Jakś.
W 1982 roku grupa wystąpiła w konkursie III Przeglądu Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie i otrzymała wyróżnienie, w tym samym roku na trzeciej edycji łódzkiego Przeglądu Łódzkich Grup Rockowych "Rockowisko'82" zajęła drugie miejsce. Jesienią 1982 roku zarejestrowano w studiu Radia Łódź sześć utworów, wydanych dopiero po szesnastu latach.
Cytując za Wikipedią: „W 1983 roku po festiwalu "Rock Arena", na którym występowały wszystkie ówczesne gwiazdy (Republika, Lady Pank, TSA, Lombard), Chris Bohn na łamach liczącego się brytyjskiego pisma muzycznego "New Musical Express" określił Kontrolę W. "najnowocześniejszym i najlepszym zespołem w Polsce".

Mnie Kontrola w kojarzy się od zawsze z toruńskim Bikini, pamiętam, że w 1982 krążyły wśród nas kasety magnetofonowe, na których kawałki obydwu zespołów były nagrane obok siebie. Ich muzyka była rytmiczna, drgająca, monotonna, wykrzyczana i bardzo energetyczna. To był nurt artystyczny w polskiej nowej fali. „Wystylizowany”. Niestety nigdy nie miałem okazji zobaczyć ich na żywo.
W połowie lat 80-tych Kontrola W. przeksztalaca się w Kosmetyki Mrs. Pinki . Klawiszowcem był kontrowersyjny Sławek Starosta, który wraz z Violką Najdanowicz założył kiedyś popularny duet Balcan Electrique; później Sławek wsławił się swą walką o prawa gejów w Polsce i podobno stał za wydawnictwem Pink Press.
Z Kontrolą W. wiąże się jeszcze jeden – tym razem – osobisty wątek. W 1988 roku basistą zespołu był przez pewien czas mój brat przyrodni Marcin Ciszewski, dzięki któremu w 1981 roku zacząłem grać na gitarze. To on uczył mnie pierwszych akordów, a słynna „obdrapana” basówka Exekucji należała pierwotnie właśnie do niego. Marcin był później liderem jeszcze dwóch zespołów: Delatora i Full Metal Jacket, przez które przewinął się m.in. Maciek Wyrobek, znany warszawski dj.
W 1998 - POP NOISE kierowany przez Lolitę wydaje CD i MC "Porzucona generacja", zawierający nagrania czterech grup, działających w Łodzi i okolicach w latach 80-tych. Obok Braku, Moskwy i The Corpse, płyta zawiera sześć utworów Kontroli W., zarejestrowanych w 1982 r. w Radiu Łódź ("Manekiny", "Bossa Nova", "Ciągle w ruchu", "Centrum Przemysłu", "Radioaktywne", "To będzie koniec")
Wiecej n/t zespołu na stronie http://dada.serpent.pl/kontrola/index.html
Ciągle w ruchu
Ciągle w ruchu
Ciągle w ruchu
Ciągle w ruchu
Biegnę, idę, krzyczę
Walczę o życie
Ciągle w ruchu
Ciągle w ruchu
Walczę o przestrzeń życiową
Pięścią, łokciem, głową
Pięścią, łokciem, głową
Łokciem, głową Łokciem, głową
Nie mogę wytrzymać
Nie mogę wytrzymać
Nie chcę się zatrzymać
Jestem już zmęczona
Jestem już zmęczona
Jestem już zmęczona
Jestem już zmęczona (Tekst - Darek Kulda)

9. Do you believe in the Westworld?





Dla mnie ta płyta na zawsze pozostanie niesamowita. Uznaję ją za fundament mojej edukacji muzycznej. Przytłacza, przeraża, emanuje smutkiem nie mniejszym niż Closer czy Unknown Pleasures . Kojarzy mi się z bezkresem oceanu, samotnością dawnych żeglarzy skazanych na niekończącą się wędrówkę, która zasysa do środka, skazuje na zanik wspomnień, pamięci, przeszłości. Histeryczny głos Kirka Brandona, człowieka o twarzy szalonego geja, post-punkowe gitary i saksofon o brzmieniu zupełnie innym niż to powszechne w tamtych czasach. Okładkę tej płyty zaliczam do najlepszych w historii nowej fali. W Polsce Theatre of Hate stali się znani za sprawą swojego kolejnego wcielenia o nazwie Spear of Destiny, zespołu który w 1983 owiedził Polskę i grał koncerty razem z Klasuem Mitffochem. Nie miałem szansy ich zobaczyć, mieszkałem wtedy w Szwajcarii. Pamiętam za to okładkę brytyjskiego magazynu muzycznego The Sound (wówczas równie popularnego jak NME), na ktorej widniało zdjęcie Kirka Brandona z pomnikiem warszawskiej Nike w tle , otoczonej biało-czerwonymi flagami. Pismo znalazłem w kiosku z prasą zagraniczną w stolicy Szwajcarii w czerwcu lub lipcu 1983 roku.
Polecam płytę wszystkim tym, którzy myślą, że prawo do przytłaczania zostało dane w tamtych czasach wyłącznie chłopakom z Joy Division.

The yellow sun was setting in Tombstone
The citizens were gone but not to their homes
By a freak a coin in the piano made it play
But only the wind and the dust heard it say

Do you believe in the Westworld?

From the south on a wind in walked a cowboy
The saloon was dry but his guns were well oiled
Somehow he remembered when he kissed his wife
And when he said goodbye
But that was before the circus with the bear arrived
Oh the bear it roared as the gun was fired
Then the cowboy turned the gun on himself as he sang "No-ones alive"

Do you believe in the Westworld?

Historię lidera znajdziecie na http://www.kirkbrandon.com/ . Warto poczytać - to jeden z największych zapomnianych zespołów nowej fali początku lat 80-tych.

niedziela, 20 lipca 2008

Some people think little girls should be seen & not heard


W tamtych czasach w Polsce grało sporo wykonawców wykorzystujących instrumenty dęte. Ciekawe z czego to wynikało: czy z inspiracji zachodnią muzyczną sceną? Czy z charakteru naszej słowiańskiej duszy? Tak, tak... to niezły "insight": Kult, Deadlock, Brak, Kryzys, Trawnik itd, itp. - u nich wszystkich ważną rolę gra saksofon. Pierwszym znanym mi zespołem zagranicznym z nurtu punk-rocka i nowej fali z saksofonistą w podstawowym składzie byli X-Ray Spex. O ile ich płyt nie umieściłbym na liście 100 moich ulubionych pozycji muzyki alternatywnej wszechczasów, z pewnością kawałek "Oh Bondage, Up Yours!"z 1977 znalazłby się w pierwszej trzydziestce ulubionych utworów mojego życia. To ten głos wokalistki Poly Styrene (naprawdę Marian Joan Elliott Said) był doskonale zadziorny. Wtedy dopiero odkrywałem, że takich ryczących wokalistek w historii nie było wiele. O Poly nie da się powiedzieć, że miała intrygującą urodę. Ale gęsią skórkę się miało.
Polecam stronę www.myspace.com/xrayspexofficial. X-Ray Spex usłyszałem po raz pierwszy w audycji w Programie 3 Polskiego Radia w 1982 , w której opowiadan słuczaom o brytyjskim projekcie i organizacji o nazwie Rock Against Racism (RAR). W 1978 RAR zorganizował dwa duże festiwale wspólnie z Anti-Nazi League, żeby zaprotestowac przeciwko rosnącej liczbie rasistowskich ataków na obcokrajowców mieszkających w Wielkiej Brytanii. 80,000 ludzi przemaszerowało z placu Trafalgar Square do dzielnicy East End of London, zdominowanej przez National Front. W wielkim koncercie na świeżym powietrzu uczestniczyło kilka znanych zepołów punk rockowych takich jak The Clash, Buzzcocks, X-Ray Spex, The Ruts, Sham 69 czy Generation X.

Takie pozytywne inicjatywy była akceptowalne przez socjalistyczną cenzurę Polski tamtych czasów. Chwała dziennikarzom PR3 za naszą edukację muzyczną i przemycanie "dobrych klimnatów' na antenę państwowej rozgłośni. Dla mnie PR3 to dobra "marka".

Więcej na temat RAR na stronie www.dkrenton.co.uk/rock_against_racism.html.

Myśli idą do nieba, nam potrzeba jest chleba


Jeśli o Deadlock, Kontroli W czy Kryzysie można mówić, że był to nurt „artystyczny” w polskiej nowej fali, o tyle ten zespół reprezentował dla mnie przede wszystkim nurt proletariacki. Pochodzili z miejscowości o nazwie Miastko. Pierwszy raz usłyszałem ich nagrania w roku po wprowadzeniu stanu wojennego. Mieliśmy już zespół, załogę, wałęsaliśmy się po mieście, niektórzy z nas wyglądali naprawdę „nieźle” z nietypowymi fryzurami i gadżetami własnej roboty, w kolorowych t-shirtach, w czarnych skórach ze znaczkami w klapie. To był nasz świat, inny od tego, który nas otaczał, od którego trzeba było się oderwać.
Frustracja po wprowadzeniu stanu wojennego była ogromna, wszyscy załapaliśmy doła, o ile Sierpień 80 to był wielki krok naprzód, wprowadzenie stanu wojennego wydawało się przeskokiem o 10 kroków w tył. Wszędzie było mnóstwo milicji, w pamięci mieliśmy czołgi jeszcze niedawno jeżdżące po ulicach Warszawy, baliśmy się, że smak wolności, który poznaliśmy za sprawą Solidarności, zostanie bezpowrotnie zapomniany. Tak, mając 15 lat, wychowując się w domu, którego poglądy były dalekie od „opozycyjnych”, miałem takie przemyślenia. Pamiętam wszędzie dookoła mordy, nalane gęby, fałszywe oczka, bełkot propagandy. Prawdziwa zmora dla dorstajacego człowieka.
I w tych miłych okolicznościach usłyszałem po raz pierwszy Wyidealizowaną Ciemność, w skrócie WC. Żałuję, że nigdy nie miałem szansy zobaczyć ich na żywo. Stawali się wtedy kolejną legendą, głównie za sprawą swoich „ostrych” tekstów, trochę chuligańskiego stylu śpiewania, nawet bardziej mówienia.


Wokół tylko krzyk,
Siła, przemoc, lęk.
Weź karabin w swą rękę
Stwórz ostatnią piosenkę.
Nie chcę jeszcze umierać!

Słowa puste i głośne,
Wszystko takie wyniosłe.
Wciąż upadki i wzloty,
Czołgi i samoloty.
Myśli idą do nieba,
Nam potrzeba jest chleba.
Bogów duże portrety
Uśmiechają się.

Poniżej fragment artykułu n/t zespołu z "Nowej Wsi" - gdzieś z 1983 roku.

Historia.Grupa WC - Wyidealizowana Ciemność - działa od połowy 1981 r. pod patronatem Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Miastku. Latem 1982 r. grupa debiutowała oficjalnie w Brodnicy na imprezie pt. "Rock na Pojezierzu", zdobywając I nagrodę. Uczestniczyła również w krakowskim "Open Rocku" i na "Przeglądzie MMG" w Jarocinie.
Muzyka. Czterej licealiści z Miastka nie fascynują umiejętnościami technicznymi. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro gitary mają w rakach od niedawna. Ich ideałami są grupy punk-rockowe takie jak np. "Sex Pistols ", u których jak wiadomo muzyka sama dla siebie odgrywała niewielka role.
Twórczość chłopców z WC bliższa jest melorecytacji. Gniewnie wykrzykiwane takty przy wtórze jazgotu gitar są obrazem ich (nie tylko ich) rozterek wewnętrznych. Oto, co sami piszą o sobie:
"W związku z postępująca komercjalizacją i wyjałowieniem umysłów młodych ludzi, z galopującą tendencją do powielania schematów i ogólnym krachem ideałów (w starym stylu) powstała próżnia, w której stara się oscylować nasza formacja.
Natura nie znosi pustki!
Dlatego taż polem naszego działania staje się muzyka punk, która dzięki swojej kontrowersyjności i programowemu niepokojowi była jedynym wyjściem ze stagnacji umysłowej. Jest to próba przebudzenia społeczeństwa zmarazmowanego wyidealizowaną pop-kulturą.
Muzyka nasza, zmierzając aktywności kierunku zwiększenia stopnia komunikatywności, opiera się na prostych formach muzycznych. Jest to reakcja na bombardowanie naszych mózgów bezsensownymi, przez zbytnie wydumanie, i przestarzałymi produkcjami zespołów spod znaku MMG. Pozdrawiamy Z. Hołdysa".

Po wielu latach, w 1990 roku spotkałem na uczelni (to było na Wydziale ILS) człowieka, który pochodził z Miastka. Okazało się, że znał członków WC, to byli fajni goście, podobno. Wiem, że reaktywowali się ostatnio, zapewne w potrzebie zarobkowej. Widziałem ich zdjęcia. Wyglądają delikatnie mówiąc "inaczej" niz na umieszczonym powyzej zdjęciu. To już zupełnie inna historia. Nie ten czas. Nie to miejsce.

sobota, 19 lipca 2008

8.Czarna Brygada







To jest chyba jedna z najważniejszych płyt w historii polskiej muzyki alternatywnej. Cały ten współczesny badziew marketingowy od Much aż po CKOD nie stworzy dzieła na miarę tej płyty. Czy Ci ludzie z generacji ZERO wylansowanej przez Gazetę są świadomi jej istnienia, jej roli, jej doskonałości? Niesprawiedliwie wątpię. Dziś, wydana na cd, jest do kupienia w dowolnym sklepie za jedyne 10 zł. Myślałem na początku, że należy rzec; „upadek, czysta profanacja”. Teraz myślę jednak, że to inwestycja Ministerstwa Kultury w promocję kultury narodowej. Szansa na łatwy, tani dostęp do prawdziwej sztuki.
Kto dziś wie w jakich okolicznościach była nagrywana czarna płyta Brygady Kryzys? Wyobraź sobie, że przenosisz się w czasie, trafiasz do Warszawy z czasów po wprowadzeniu stanu wojennego. W radio trudno usłyszeć coś fajnego, zresztą nie ma tylu rozgłośni radiowych co teraz, te które działają przesiąknięte są propagandą, kiczem polskiej muzyki rozrywkowej z gwiazdami w stylu Sośnickiej czy Rodowicz (przy całym szacunku dla zdolności mumifikacyjnych pani Maryli). Wszystkie polskie zespoły, które masz na kasetach magnetofonowych, nie potrafią grać, nie potrafią śpiewać, ich siła to teskty, image, szczerość. A tu nagle pojawia się TO wydawnictwo. Kawałki w języku angielskim i polskim. Najbardziej znana była „Centrala”. Nie podejmę się opisywania tych numerów. Były po prostu doskonałe. Na miarę tamtych czasów oczywiście. Czasów głodu innowacji, głodu brzmienia surowych gitar z saksofonem w tle, artyzmu, buntu, mody. The Real One.
Łazisz po pustych ulicach, zaglądasz do pustych sklepów, a po głowie wiruje Ci tekst „Nie ma nic”:

Jeżeli jest coś nowego
Jeżeli jest nowy świat
Ten na który czekamy
I o którym marzymy
Na pewno nie ten
Na pewno nie
I tak tu już nie ma nic
Do stracenia
Jeżeli jest coś pozytywnego
Jeżeli jest coś, co ma jakiś sens
Coś, co każdy wie
I czego każdy chce
Chcę zobaczyć to teraz
Chcę zobaczyć to tu
I tak tu już nie ma nic
I tak tu już nie ma nic
Do stracenia

Przebiłem się przez front
aż na tyły wroga
I pytał 'komu służysz, zdecyduj się'
My służymy sobie
I wierzymy w siebie
Żyjemy teraz
Żyjemy tu

I tak tu już nie ma nic
Do stracenia
Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma
Chcę zobaczyć to teraz
Chcę zobaczyć to teraz
Chcę zobaczyć to teraz
Chcę zobaczyć to teraz
Bo może rano już nie będzie tego wszystkiego
Może rano już nie będzie tego wszystkiego
Może rano już nie będzie tego wszystkiego Może rano już nie będzie tego wszystkiego Może rano już nie będzie tego wszystkiego Może rano już nie będzie tego wszystkiego Może rano już nie będzie tego wszystkiego Może rano już nie będzie tego wszystkiego

I tak tu już nie ma nic!


Wybraliśmy się kiedyś, to było chyba przedwioścnie 1982, razem Tomkiem Secomskim i Ptyniem (Grzegorz miał taką ksyfkę od popularnego wówczas napoju Ptyś) na dyskotekę do Liceum Modzelewskiego. Miałem wtedy jeszcze w przeciwieństwie do chłopaków kręcone włosy (obciąłem się dopiero latem). Nosiłem futrzaną kamizelkę jak z niedźwiedzia, a w klapie znaczki punk rockowe i wielki znaczek Brygady Kryzys, który kumple kupili kiedyś na koncercie BK. Grzegorz z agrafką w policzku, Tomek w skórze i czarnych bojówkach. Wyglądaliśmy naprawdę dziwnie. Nie było obciachu w noszeniu znaczków BK. Były naprawdę solidnie zrobione. Prawie wszystkie znaczki, które nosiliśmy były własnej roboty. Najfajniejsze miał Paweł Gołda, kolega z ul.Górskiego. U niego widziałem po raz pierwszy badge 999 i Sex Pistols. Najbardziej wstrętne miał Maciek Bednarski, ktory chodził właśnie do w/w liceum Modzelewskiego, były zrobione byle jak, z plamami po kleju i z nazwami zespołów napisanymi niestarannie granatowymi flamastrami.

Skąd się wzięla Brygada Kryzys?
Cytując za Wikipedią: "Grupa została założona w roku 1981 przez Roberta Brylewskiego i Tomka Lipińskiego, po rozpadzie Kryzysu i Tiltu. Pierwszy koncert zespołu miał się odbyć w sierpniu 1981 roku na Festiwalu Solidarności, który odbywał się zamiast festiwalu w Sopocie. Ostatecznie jednak organizatorzy wycofali swoje zaproszenie, gdyż program został uznany za zbyt śmiały artystycznie i politycznie. Ostatecznie debiut koncertowy nastąpił miesiąc później na wspólnym koncercie z grupą Republika. Materiał z tego koncertu został wydany w Anglii bez wiedzy zespołu. W grudniu 1981 roku grupa zagrała kilka koncertów w Jugosławii. Wszystko przerwało wprowadzenie stanu wojennego. Mimo jego wprowadzenia zespołowi udaje się nagrać płytę w nowo otwartym studiu nagraniowym firmy płytowej Tonpress. Wyprodukowana przez Jakuba Nowakowskiego płyta, zwana od koloru okładki "Czarną" została wydana w 1982 roku i była pierwszą wydaną oficjalnie płytą punkowo-nowofalową. Powszechnie też uważana jest za jeden z najważniejszych albumów wszech czasów polskiego rocka.”.

Mając 2000 płyt wracam do czarnej płyty Brygada Kryzys częściej niż do jakiejkolwiek innej. No może z wyjątkiem Violent Femmes i Geay Area.
Aha, materiał zdjęciowe pochodzą w większości ze strony Brygady Kryzys.

środa, 16 lipca 2008

Kasety i nowy romantyzm




Żyłem w rozdarciu. Z jednej strony dom, spokój, ciepło rodzinne, jednak również zasady narzucone przez ojca i matkę, wpojona mi umiejętność zawierania kompromisów i własna spolegliwość, która coraz bardziej zaczęła mnie samego irytować,, oprócz tego pierwsza gitara, pierwsza miłość, pierwsze pocałunki z Kim Wilde z ul.Nowy Świat, szkoła, liceum, Rejtan, harcerstwo, Solidarność, Czarna Jedynka, konfrontacja z wartościami narodowymi, rozpoznanie podłości systemu, dalej stan wojenny, czołgi przy kinie Moskwa, internowani nauczyciele, wstyd za krzywdę wyrządzoną rodzinom kumpli, z drugiej strony złość, pretensja do wszystkich za hipokryzję, za partię, za nudę, za zakazy, za to, że mam być punktualny, grzeczny, dobry, wdzięczny. Mieszało mi się w głowie. W tle ciągle pojawiała się muzyka, teksty piosenek, innych niż te znane z dzieciństwa, nazwy zespołów, które wyrażały, co my wszyscy – pokolenie TZN Xenna - czuliśmy. Chciałem zrozumieć znaczenie pojęcia Bóg, ale nikt nie potrafił mnie do Niego przekonać. Gubiłem się. Czułem się dobrze tylko z kumplami. Myśleli podobnie, ubierali się podobnie, nie chcieli tak samo jak ja tego piętrzącego się gówna, martyrologii, rozliczeń, wzajemnych pretensji. W tym całym chaosie myśli, wartości, słowo Polska nabierało o dziwo dużego znaczenia. Punk rock go nie zabił.
Rozdarcie to był też wybór pomiędzy proletariackim, buńczucznym punk rockiem a artystyczną nową falą. Podobała się nam również muzyka z radia i TV: „Ten Wasz Świat” Oddziału Zamkniętego, „Żądza pieniądza’ Maanamu, „Dorosłe dzieci” Turbo nawet „Pogotowie 999” Porter Band. Pierwszy mój koncert w życiu to był występ Oddziału Zamkniętego w Domu Kultury na Łowickiej (zabrał mnie tam mój brat Marcin, który grywał wówczas w szkolnej kapeli hard rockowej o nazwie Stopień Zasilania.
W moim domu pojawiało się coraz więcej kaset magnetofonowych, pożyczanych, kupowanych, przypadkowo zostawionych przez kolegów. Ciągle słuchalem radia, głównie PR3, czekałem na nowe brzmienia, czekałem na okazję do nagrania czegoś fajnego.



Moda na punk rocka otworzyła nam oczy na kwestię roli własnego wyglądu, ale to dopiero New Romantic, nowy nurt w muzyce nowofalowej, wprowadził do naszego życia pojęcie „stylizacji” i potrzebę „wyrażania siebie poprzez ciuchy”. Cytując za wikipedią: „New romantic to muzyka kojarzona z brzmieniem synth pop i specyficzną modą na makijaże, ekskluzywne ubrania, garnitury, krawaty i szpiczaste buty. Termin "new romantic" został użyty po raz pierwszy w 1981 roku przez Richarda Jamesa Burgessa (były producent płyt Spandau Ballet; późniejszy perkusista na ich albumie "Strip"). Później zaczęto go przypisywać scenie muzycznej, która wyłoniła się z jednego z klubów zachodnich przedmieść Londynu, gdzie od 1978 roku m.in. Steve Strange organizował imprezę pod nazwą "Bowie Night". Impreza była stylistycznie połączeniem mody na glam oraz na nową elektroniczną muzykę taneczną. Właściwym momentem gwałtownego rozwoju tego nurtu było wydanie płyty "Vienna" zespołu Ultravox. I to była właśnie pierwsza płyta New Romantic jaką usłyszałem. Potem w radio zaczęły się pojawiać nagrania Classix Nouveaux, brytyjskiego zespołu założonego w 1979 r. w Londynie przez wokalistę Sala Solo i basistę Mike'a Sweeneya, związanych wcześniej z punkowymi kapelami The News i X-Ray Spex. Zespół wystąpił nawet w polskim filmie muzycznym To tylko Rock w reżyserii Pawła Karpińskiego. W mieszkaniach moich kolegów z osiedla popularność zyskiwał Spandau Balet (kojarzę te zespół głównie z Robertem Studzińskim, który aktualnie przebywa w Stanach), koledzy przegrywali od kolegów kawałki The Human League, Visage czy Soft Cell.
Ciekawostką dla mnie jest to, że w tamtych czasach ta muzyka nie znalazła w Poslce wielu naśladowców, no może z wyjątkiem kapitana Nemo, który jednak bardziej pasował do „Akademii Pana Kleksa” niż do przyciemnionych pomieszczeń w klubie Remont.
Dzięki New Romantic zainteresowałem się brzmieniami innymi niż gitarowe. Na koncert Kraftwerk w 1981 jednak nie poszedłem.

niedziela, 13 lipca 2008

W hołdzie kronikarzom gatunku




Toruń – miasto Nowej Fali


Jeśli o Warszawie można było powiedzieć, że stawała się na początku lat 80-tych centrum polskiego proletariackiego punk rocka, z pewnością Toruniowi należało przypisać rolę stolicy polskiej artystycznej nowej fali. Toruń to był dla mnie klub „Od nowa” i przed wszystkim Festiwal Nowej Fali. To było też kilka fajnych kapel, których kawałki aż do dziś chodzą mi po głowie. Jedną z nich był zespół Bikini, założony po odejściu Zbyszka Cołbeckiego z Rejestracji Przedpoborowych (późniejsza REJESTRACJA) chyba na jesieni 1981. Ciekawostką jest, że nazwa kapeli BIKINI była prezentem urodzinowym dla Zbyszka od Grzegorza Ciechowskiego, lidera Republiki. W latach 1981-83 zespół Bikini brał udział w przynajmiej dwóch Festiwalach w Jarocinie oraz w Brodnicy. Grał koncerty w Warszawie, Słupsku i oczywiście Toruniu, skąd pochodził.
Pierwsze (i jedyne istniejące) cztery nagrania zostały dokonane w studio w Klubie Morskim. Kolejne zrealizowano w Radio Bydgoszcz jednak materiał nie został nigdy przez zespół wykorzystany. Grupa rozpadła sie późnym latem 1983 roku. Inspiracją Bikini byli: The Cure, Joy Division, Gang of Four, Magazine, czy Pere Ubu, i wiele innych grup, których wówczas słuchali. Najbardziej znane utwory: Nocne Ulice, Jestem Sam, Nocny Patrol, Pieniadze, Czerwona Krew, Fikcyjne Wycieczki i Plastikowe Oczy.




Fragmenty zamieszczonego powyżej tekstu pochodzą ze strony www.mfk.torun.pl/scena/archiwum/bikini/index.html , na której perkusista zespołu Tomek Wiśniewski wspomina czas działalności zespołu.
Drugi toruński zespół, który w tamtych czasach wzbudzał u mnie duże emocje to była Republika, powstały w 1981 na gruzach art rockowej formacji Res Publica. Od początku związany z Klubem Studenckim Od Nowa w Toruniu przy UMK, gdzie koncertował i odbywał próby. Wypracował charakterystyczne nowofalowe brzmienie.
Miałem okazję widzieć ich kilka razy. No nie da się ukryć, że z polskich kapel nowo-falowych z pewnością zrobili największą karierę. Znałem w tamtych czasach ludzi, którzy się z nimi obsesyjnie identyfikowali, tak samo się ubierali, jeździli na każdy ich koncert, znali na pamięć wszystkie ich teksty. To było zjawisko artystyczne. Podobała mi się estetyka czarno-białej przestrzeni..


Ok. 1982 muzycy często gościli w radiowej Trójce nagrywając nowe utwory, które królowały na listach przebojów. Właśnie z tego okresu pochodzą uważane za najlepsze dzieła Republiki - Biała Flaga, Telefony, Obcy Astronom czy Sexy Doll.
Bardziej radykalni fanatycy muzyki niezależnej nie mogli pogodzić się z „nie-punkowym” wizerunkiem Ciechowskiego. Przełomowym momentem był koncert w 1983 z legendą brytyjskiego punk rocka - UK.Subs, kiedy przynależność Republiki do polskiej sceny alternatywnej została dobitnie zaznaczona.
Republika zawsze kojarzyć mi się będzie z Rafałem Kłosińskim, moim kumplem z podwórka i ze szkoły podstawowej (chodził do klasy niżej). Już w czasach moich fascynacji nową falą i punk rockiem, wpadałem czasem do jego mieszkania w kamienicy przy ul.Nowy Świat, żeby pogadać o życiu. Każde spotkanie z Rafałem to była rozmowa o muzyce, to było również słuchanie Republiki, którą Rafał kochał miłością książkową, romantyczną, nieprzeciętną. Tak mu zostało do dziś.
Polecam uwadze www.mitologie.pl/michasz/main.php, gdzie można odnaleźć mnóstwo ciekawych zdjęć i cytatów ilustrujących klimat tamtych czasów i imprez, m.in. Festiwalu Nowej Fali w Toruniu.

Zamieszczone powyżej zdjęcie Republiki pochodzi ze strony zespołu (autorem jest Antoni Zdebiak), informacje n/t historii zespołu zaczerpnąłem z Wikipedii

7.SS-20 - to było 26 lat temu..dawno





W wieżowcu przy kinie Atlantic -tym na tyłach Domów Towarowych Centrum - pod adresem Rutkowskiego 35 (obecnie Chmielna 35) znajdował się sklep polskiego wydawnictwa płytowego Tonpress. Jeszcze w czasach szkoły podstawowej, przed 1981 rokiem, prawie codziennie po zajęciach odprowadzałem w jego okolice do domu kolegów z klasy (późniejszych kumpli z zespołu). Przed pożegnaniem zawsze zaglądliśmy do sklepu i sprawdzaliśmy, czy na jego półkach nie pojawiło się przypadkiem coś nowego, chociaż wiadomo było, że premiery zdarzają się rzadko – zazwyczaj raz na kwartał. Lekcje w podstawówce upływały mi często w oczekiwaniu na wizytę w sklepie. Nasze życie, tzn. moje i moich kolegów z wieżowca zaczynało być powoli podporządkowane premierom płyt. Ci, którzy w nim mieszkali, prawie wszyscy posiadali kompletną kolekcję płyt Tonpressu. To czyniło z nich elitę. Codziennie o godzinie 15stej z północnego okna otwartego szeroko na 19 piętrze w mieszkaniu Tomka Secomskiego ryczały z głośników małe czarne gramofonowe płytki. Większość wydawanych przez Tonpress płyt to były właśnie single - zarówno polskich jak i zagranicznych zespołów.
W 1983 pojawił się w sklepie analog Dezertera. Ta kapela uchodziła obok TZN Xenna za najważniejszy zespół drugiej fali polskiego punk rocka. Wydanie ich płyty jest dla mnie przełomem w historii rodzimej fonografii - nigdy przedtem tego typu muzyka nie została oficjalne opublikowana. Z Dezerterem i z naszą dzielnicą wiąże się jeszcze jedna historia. Vis a vis szkoły podstawowej im. Janusza Korczaka, do której przez 8 lat uczęszczaliśmy, znajdowało się kino o nazwie Świat. To było miejsce nie tylko kontaktu z polską i radziecką kinematografią… odbywały się w nim wszystkie ważne apele szkolne, podczas których głównym wydarzeniem – oprócz przemowy Pani dyrektor – był przemarsz pocztu sztandarowego. Wczasach szczeniackich kolega z zespołu był nawet przez pewien czas wytypowywany do wybijania na werblu rytmu do przemarszu „sztandarowych”. Z tego co pamiętam kino Świat nie cieszyło się wielką popularnością – w Śródmieściu prym wiodły Relax, Atlantic i Palladium. Ich repertuar był prawie identyczny.
Jednak w przeciwieństwie do nich to właśnie kino Świat odegrało historyczną rolę w rozwoju nowej subkultury w Warszawie, a to za sprawą wydarzenia, które miało miejsce w 1982 roku. Z sali pokazowej kina wychodziło się do szerokiego, bardzo długiego pomalowanego na biało korytarza, który robił niesamowite wrażenie głównie ze względu na swój całkowicie przeszklony sufit. W 1982 zespół Dezerter występował tu na żywo w ramach sesji zdjęciowej do filmu dokumentalnego pt. „Być człowiekiem” w reżyserii Juliana Pakuły . To miało być studium postaw i zachowań współczesnej młodzieży polskiej z kręgów marginesu: narkomanów, hippisów, punków (więcej na ten temat www.filmpolski.pl/fp/index.php/424976). Film został zresztą nagrodzony na XXIII Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie za „dokumentację ważnego tematu”. W każdym razie koncert Dezertera przyciągnął całkiem sporo młodych ludzi - uczestniczyło w nim nawet kilku z nas, m.in. Tomek Secomski, późniejszy gitarzysta Exekucji, zmarły w drugiej połowie lat 80-tych, czy Alex Kłoś, aktualnie dziennikarz Gazety, były gitarzysta m.in. The Klaszcz. Relacja z koncertu - przekazywana z ust do ust - zyskała wymiar legendy, pchnęła wielu moich kolegów w stronę punk rocka. Teraz brzmi śmiesznie, a było to naprawdę wydarzenie, które odmieniło na zawsze losy wielu małolatów z dzielnicy. Punk to było wtedy coś bardzo artystycznego, buńczucznego. To było rasowe. Przyciągające. Z drugiej strony trzeba było mieć sporo odwagi. Punk nie dotarł do nas do Polski tak jak wszystkie kolejne głośne mody poprzez media, przez ekrany telewizorów czy zdjęcia z pism kolorach. Punk rozprzestrzeniał się za sprawą słowa mówionego, poprzez koloryzowany przekaz z ust do ust, był owocem naszej rozbudzonej wyobraźni, ucieleśnieniem naszych marzeń o Zachodzie, o graniu muzyki, sposobem na uwolnienie od ciężaru systemu, któremu służyły media i szkoła, czasem nawet rodziny, otwartym „zaworem” młodzieńczej wściekłości, był wyrazem pragnienia bycia innym niż ci wszyscy debile wokół nas hołdujący ogłupiającej ideologii Trybuny Ludu. Punk był strzałem w mordę szarości. O tak szarość była znienawidzona. Polska była wtedy naprawdę okropnie szara i przygnębiona. Mając po piętnaście, szesnaście lat mieliśmy dość polskiej martyrologii i cierpienia narodu. Dokładnie tak samo jak pieprzenia o roli PZPR w życiu obywateli, czy o skutkach II wojny, która wydarzyła sie ponad 30 lat wcześniej.
Podobała nam się stylistyka punka, była fajniesza od wszystkiego co do tej pory poznaliśmy.

W odległości 300 m od kina Świat,w którym grał Dezerter mieścił się dom partii – siedziba PZPR (teraz budynek GWP). Na wielkim transparencie wywieszonym na jego północnej stronie widnieć powinno hasło: „Młodzież siłą Partii i narodu”. Nie pamiętam, może zresztą coś takiego, kiedyś na nim umieszczono .



O SS-20
„Zespół powstał w 1981 roku w Warszawie. Występując początkowo pod nazwą SS-20, zespół zadebiutował koncertem podczas Mokotowskiej Jesieni Muzycznej'81, a rok później zaprezentował się szerszej publiczności podczas festiwalu w Jarocinie. W realiach Stanu Wojennego nazwa zespołu (oznaczająca nawiasem mówiąc radzieckie rakiety z głowicami nuklearnymi) okazała się zbyt prowokacyjna dla cenzury. Aby dalej występować, zespół przemianowano na Dezerter. Koncerty – praktycznie jedyny dostępny ówczesnym zespołom punkowym sposób dotarcia do publiczności – sprawiły, że w 1983 roku Dezerter był już grupą na tyle znaną i popularną, że firma Tonpress zdecydowała się wydać cztroutworowy singiel. Znalazły się na nim klasyczne dla polskiego punk rocka utwory: "Ku przyszłości", "Spytaj milicjanta", "Szara rzeczywistość" i "Wojna głupców". Siła tego singla była rzeczywiście ogromna – prawdopodobnie nawet gdyby Dezerter rozpadł się zaraz po jego wydaniu, miałby zapewnione trwałe miejsce w historii polskiego rocka’ (Wojtek Wysocki, nuta.pl)
.

"Szara rzeczywistość"
Nie potrzebuję was
Chcę być sam
Zostawcie mnie
Odczepcie się!
Mam to co mam
Chcę czego chcę
Zostawcie mnie
Odczepcie się!
Nie myślę tak jak wy
Jestem inny niż wy
Nic mnie nie obchodzą Wasze myśli i sny
Szara rzeczywistość
Wasza rzeczywistość
Nie obchodzi mnie
Odczepcie się!
Nic mnie nie obchodzi
Co o mnie myślicie
Odczepcie się!
Chcę mieć własne życie
Zostawcie mnie samego
Bez waszych głupich rad
Nie zrobię wam nic złego
Po prostu chcę być sam!
Chcę być sam! Chcę być sam!
Zostawcie mnie Odczepcie się!

czwartek, 10 lipca 2008

6.The Specials "More Specials" - Nie tylko był smutek


Farusiowi, który lada moment miał stać się wokalistą naszego zespołu, zdarzało się nosić znaczki zespołów Ska. To dzięki niemu usłyszałem po raz pierwszy The Beat, Madness czy założony w 1977 roku The Specials - najważniejszych twórców drugiej fali ska (2 Tone). Kocham ich do dziś miłością szczerą i spontaniczną, zwłaszcza za "Sterotype" (http://www.youtube.com/watch?v=KQ4lvUJ39fE) Z perspektywy czasu zastanawiam się jak to możliwe, że mimo tak odrębnej, zupełnie innej stylistyki i klimatu niż w przypadku zepołów cold wave, których wtedy dużo słuchaliśmy, nie mieliśmy złudzeń, że to muzyka, pożądana przez tych samych ludzi, zwłaszcza że te gatunki mają przecież zupełnie inna genezę. The Specials i Madness to był dla nas trochę taki powiew egzotecznego świata, z kolorywymi muzykami i pozytynym przekazem. Fajnie się do tego tańczyło. Dużo tu było melodii.
Cytując za Wikipedią:
Ska narodziło się na przełomie XlX i XX wieku w stolicy Jamajki – Kingston. Powstało pod wpływem połączenia takich gatunków muzycznych jak rhythm 'n' blues, calypso, jazz (szczególnie odmiana nowoorleańska) i swing. Słowo ska jest prawdopodobnie wyrazem dźwiękonaśladowczym, używanym przez DJ-ów, którzy w ten sposób zachęcali odbiorców do zabawy.Ska nieodłącznie związane jest z sound systemami. Pierwszymi ich twórcami byli Duke Reid i Sir Coxsone. Można śmiało powiedzieć, że to dzięki nim świat poznał ska, reggae, czy dub. Między dyskotekami tych panów istniała nieziemska wręcz rywalizacja, dochodziło m.in. do walk na noże. Te nieformalne sound systemowe walki miały swoje plusy – dzięki nim świat poznał takie osobistości jak np. Prince Buster czy Derrick Morgan.Bardzo ważną rolę w powstaniu ska odegrali jamajscy jazzmani. Dzięki jamajskim emigrantom styl ten w krótkim czasie dotarł na Wyspy Brytyjskie, gdzie został zaadoptowany przez białą młodzież spod sztandarów mods, oraz skinheads. Pod koniec lat 60., ska zostało wyparte przez rocksteady. Po ponad dziesięcioletnim letargu, ska odkryto na nowo. Nowa forma stylu była znacznie bardziej energiczna, wręcz agresywna. Trzeba mieć na uwadze, iż druga połowa lat 70. to epoka punk rocka, co bez wątpienia miało wpływ na brzmienie ska.

***** PRZERYWNIK - Warto posłuchać













Lubię te dwie płyty z cyklu "Tribute to..." Pierwsza zagraniczna z genialną wersją "She's lost control" w wykonaniu Girls Against Boys oraz "Interzone" w interpretacji Face to face. Druga składanka, "nasza narodowa", wydana została przez KUKA RECORDS (nareszcie ktoś się na to zdobył). http://www.kukarecords.com/

5. Joy Division w domach bunkrach na Jelonkach



Jelonki, Stegny, Służew to były dla mnie wtedy peryferie miasta. Dojeżdżało się do nich zatłoczonymi jelczami ogórkami, w których każde dziecko chciało siedzieć „na kole”. Z upływem czasu te podróże stawały się dla mnie traumą. Warszawa nigdy nie była ładnym miastem, w tamtych czasach porażała jednak szarzyzną, jednostajnym krajobrazem, przygnębieniem przechodniów. Warszawskie przedwiośnie od zawsze tonie w psich odchodach i rozklejonych petach. Wtedy w 1982, kilka miesięcy po w wprowadzeniu stanu wojennego, wśród ludzi narastało poczucie przygnębienia. Dopadło nawet takiego szczyla jak ja, który dopiero co zaczął rozpoznawać zło i wszechobecną obłudę. W sklepach brakowało jedzenia, w ciągnących się w nieskończoność kolejkach zapanowało milczenie, nikt nikomu nie ufał, każdy mógł być ubekiem, zdrajcą, szmatą. Ludziom odebrano nadzieję. Było mi przykro patrzeć, jak ciężkie jest życie rodzin moich najbliższych kolegów, nawet czułem się odpowiedzialny za ich los. Ten wyrzut sumienia tkwi w mojej głowie do dziś. Pretensja do siebie samego o to, że moje rodzinie wiodło się lepiej. Wiosną 1982 w małych mieszkankach rodzin moich kumpli, w blokach na peryferiach miasta, słuchaliśmy Joy Division. W nieskończoność odgrywaliśmy z magnetofonów Unitra kawałek „The Eternal”. Niedługo potem miało się okazać jak olbrzymią moc grzebania ludzi w ziemi miała ta muzyka. Wielu rówieśników nie poradziło sobie z ciężarem tamtych dni.
My piętnastolatkowie z centrum Warszawy naznaczeni melancholią Joy Divison podjęliśmy decyzję, że zaczniemy grać.
The Eternal
Procession moves on, the shouting is over,
Praise to the glory of loved ones now gone.
Talking aloud as they sit round their tables,
Scattering flowers washed down by the rain.
Stood by the gate at the foot of the garden,
Watching them pass like clouds in the sky,
Try to cry out in the heat of the moment,
Possessed by a fury that burns from inside.
Cry like a child, though these years make me older,
With children my time is so wastefully spent,
A burden to keep, though their inner communion,
Accept like a curse an unlucky deal.
Played by the gate at the foot of the garden,
My view stretches out from the fence to the wall,
No words could explain, no actions determine,
Just watching the trees and the leaves as they fall.
Cieszę się, że za sprawą mody na Joy Division mogę wrócić pamięcią do tamtych dziwnych czasów.

środa, 9 lipca 2008

4.Deadlock, krótka chwila przed inicjacją








Na początku 1982 w gronie moich najbliższych kolegów krążyła kaseta z nagraniami polskiego zespołu o nazwie Deadlock. Ta nazwa była znakomita jak ta tamte czasy, zdominowane przez muzykę zespołów Kombi, Exodus czy Lombard. Cytując wokalistę zespołu Mirka Szatkowskiego: Naszą nazwę tlumaczylismy jako martwy punkt, impas. Bo wszyscy czekali wtedy na coś. Moze na ten sierpień 80? I to dawalo sie odczuć. Mówi sie, ze nie byliśmy kapelą polityczna, ale wtedy wszystko było polityką. Nie było nam łatwo, ale jakos szło".
Nie pamiętam dokładnie jak zdobyłem ich materiał, w każdym razie pochodził z płyty, okrytej - jak to się niekiedy mówi - prawdziwą aurą tajemniczości, niezmiernie trudnej do zdobycia, wydanej zresztą w 1981 poza Polską przez wytwórnię o nazwie Blitzkrieg. Deadlock był obok Kryzysu i Tiltu jednym ze sztandarowych zespołów pierwszej fali polskiego punk rocka.



"Powstał w 1979 roku w Gdańsku założony przez Jacka "Lutra" Lenartowicza. - nieprzecietną osobowość, "spiritus movens" gdańskiej sceny punkowej w tym okresie. Mimo młodego wieku był doskonale zorientowany w nowościach muzycznych, korespondował z muzykami z Anglii, m.in. z Billy Idolem. Jego dziełem są pierwsze polskie fanziny - powstałe w okresie 1978/79 poetycko-punkowe gazetki: "Pasażer" i "Zjadacz Radia 84". Luter posiadał wielki potencjał twórczy, ktory realizował korzystając z dostepnego wtedy medium, jakim byl punk rock. Grę na perkusji traktował jako epizod, jego marzeniem było poświęcić się twórczości literackiej..." (http://www.mitologie.pl/)

"W sierpniu 1980 grupa wzięła udział w I Ogólnopolskim Przeglądzie Nowej Fali, po którym opuścił ją Luter - który już wcześniej założył z Tomaszem Lipinskim Tilt. W tym czasie część członków Deadlocka przeniosła się z Gdańska do Warszawy. Na poczatku 1981 roku zespol w studiu Politechniki Warszawskiej nagral material na plyte. Plyta zatytulowana "Ambition" ukazala sie w tym samym roku tylko w Europie Zachodniej, pokazujac bardzo reggae'owe oblicze Deadlocka (m.in. w "Get Up, Stand Up" Boba Marleya). O "Ambition" zamiescily wzmianki pisma "New Musical Express" i "Billboard". Wsrod polskich fanow cieszyl sie od zawsze wielką estyma krazac w nielicznych importowanych egzemplarzach przegrywanych z kasety na kasete". (L. Gnoinski, J. Skaradzinski "Encyklopedia Polskiego Rocka" 1996 )

W prostym, prymitywnym, surowym brzmieniu zespołu była taka niezwykła naiwność, szczerość, energia. To prawdziwa sztuka grać trzy akordy i mieć taką magię i siłę przekazu. Całe mnóstwo powstających w tamtych czasach zespołów wprowadziło ten kawałek do swojego repertuaru.
W końcu 1983 roku, kiedy byłem już w Szwajcarii, maniakalnie odwiedzałem wszelkie sklepy muzyczne, przeszukując pudła z przecienionym analogami. Któregoś dnia, w dziale muzycznym domu handlowego Loeb w Bernie, znalazłem pośród płyt przecienionych o 50%-90% zafoliowanego, pachnącego nowością legendarnego analoga Deadlock. Ten skarb mam do dziś.

Dwa miesiące poźniej w legendarnym berneńskim sklepie muzycznym Roxy znalazłem na wyprzedaży płytę zespołu KRYZYS. Kosztowała mnie 1 USD. Zbliżała się Gwiazdka. O Kryzysie nie będę się rozpisywać - od jakiegoś czasu znów bardzo o nich głośno. W każdym razie płyta została nagrana zimą 1980 podczas koncertu w Domu Kultury w Ursusie oraz podczas prób w klubie Politechniki Warszawskiej Amplitrion. Wydana została na winylu w 1981 przez francuską firmę Barclay pod szyldem Blitzkrieg Records.

Poniżej artykuł z MM/Jazz Nr 7 (299), VII-IX 1981 ściągnięty ze strony www.pawnhearts.eu.org/~gregland/w-matni/kryzys


Utwór "Ambicja" z repertuaru Deadlock wykonywany był równiez przez zespół Kryzys:

Twoja ambicja zabija ciebie
Ambicja to twój bóg
Ja nie gram, ja nie przegram
Bo nie mam żadnej ambicji
Ambicja to twoja szalona religia
Ambicja to twoja szalona religia
Ambicja to twoja szalona religia
Ambicja - szalona religia
REF: Twoja ambicja zabija ciebie



Your ambition kills you babe
Ambition is your god
I don't wanna play, I don't wanna win
Ambition it's your god
Ambition it's your stupid religion
Ambition it's your stupid religion
Ambition it's your stupid religion
Ambition - your stupid religion
REF: Your ambition kills you babe

Płyta jest aktualnie dostępna na cd, m.in. w sklepie http://www.serpent.pl/

*** PRZERYWNIK - Ania Dąbrowska Lyons


Poszukiwaczom informacji o pierwszej fali polskiego punk rocka polecam lekturę wspaniałego albumu Ani Dąbrowskiej pt. "Polski Punk 1978-1982", który został wydany w nakładzie zaledwie 1000 egzemplarzy. Rzecz absolutnie unikalna, wspaniała, idealnie dokumentująca klimat tamtych czasów, poprzedzających moją "inicjację". Sporo tu informacji o kultowym warszawskim klubie "Remont" i o załodze, z którą Ania była związana.
"Polski punk 1978-1982" Ania Dąbrowska-Lyons
(Agencja Promocyjno-Wydawnicza "ADA") (Warszawa) (1999)
wydanie: pierwszeformat: 312 x 260 mm
oprawa: miękka
liczba stron: 132
ISBN: 83-911162-8-X
Opracowanie graficzne: Lucyna Łączyńska, Ania Dąbrowska-Lyons
koordynacja: Sławek Żmudzkipromocja: Tomek Świtalski, Grażyna Radwańska

wtorek, 8 lipca 2008

3. Brak


Okno mojego pokoju w mieszkaniu przy Tuwima wychodziło na podwórko, które należało do przedszkola. Do dziś rosną tam dwa dorodne, przepiękne kasztanowce, które oddzielają nasz dom od ul.Nowy Świat. Często po lekcjach, siadałem na szerokim parapecie i włączałem kasetowe radio Grundig, własność mojego ojca. Słuchałem oczywiście Programu Trzeciego Polskiego Rradia, w którym, zwłaszcza w drugiej połowie 1982 roku, coraz częściej pojawiały się kawałki zespołów alternatywnych. Raz na jakiś czas udało się wychwycić i nagrać rozmaite perełki od the Stranglers poprzez Republikę aż po popularne wówczas kapele New Romantic.
Do dziś pamiętam wieczór, późną jesienią, kiedy usłyszałem „Przekłute powietrze’ zespołu Brak. To był czas, kiedy w okolicach ulic Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście koczowały grupy narkomanów ze strzykawkami. Właściwie to tak było od zawsze. Gdy w czasach szkoły podstawowej wracałem po zajęciach do domu, bałem się wchodzić na naszą klatkę schodową, w której zalegali na różnych piętrach młodzi, naćpani kompotem hipisi. Nie mogłem zrozumieć dlaczego socjalistyczna władza akceptuje taki stan rzeczy. Może to ciche przyzwolenie było częsią planu eliminacji jednostek niedoskonałych, marnych i zdeprawowanych. Wbiegając na trzecie piętro, zatrzymywałem się niekiedy przy obolałych, zemdlonych ciałach, wpatrując się w białka oczu bladych, żółtych twarzy. Brzydziłem się ich śliny zaschniętej w kącikach ust. Wstydziłem się patrzeć na ich zmoczone uryną spodnie.
I wtedy właśnie pojawił się BRAK:

Przekłute ramię, przekłute powietrze
Stalowy dotyk zimnego ostrza
Trzęsą ręce, centymetr więcej
Pompa ta sama pompa
Rano jest zimno i twarze rano
W pośpiechu do pracy, a Ty po braniu
Po braniu na śmietnik, w nocy nie spałeś
Byliśmy w piekle, niebiańskim piekle


Instrumentalnie Brak reprezentował dla mnie zupełnie inną przestrzeń niż pozostałe polskie kapele, z którymi mieli okazję grać. Przed wszystkim potrafili grać. Byli dla mnie prawdziwym ucieleśnieniem Polskiej Nowej Fali, jej prawdziwą definicją.
Cytując K.Kowalewicza z gazeta.pl i nawiązując do tekstu ze strony http://rendez-vous.w.interia.pl/brak.htm: „Grupę założył Ziemowit Kosmowski, bez wątpienia jedna z ważniejszych postaci łódzkiej, i chyba nie tylko, sceny. Karierę muzyczną rozpoczął w zespole Phantom, powstałym w roku 1979 z inicjatywy Bogusia Michalonka (wokal, gitara), w którym grał na gitarze. Zespół wykonywał głównie kompozycje Michalonka oraz covery Sex Pistols, The Stranglers i Gary Newmana. Phantom zdobył wyróżnienie na "Rockowisku `80". Od tamtego okresu zespół wielokrotnie zmieniał skład i nazwę, stając się w końcu niemal autorskim projektem Michalonka, do dziś pojawiającym się pod szyldem Cinéma. Grupa Brak natomiast powstała w grudniu 1980 r. .Nazwa zespołu to chyba wtedy najczęściej używane przez wszystkich słowo. Muzycy mieli na myśli nie tylko wszechobecne "chwilowe kłopoty z dostawą towaru", ale też upadek wartości. Brakowało ludzkich odruchów, brakowało perspektyw. Nawet podpisane porozumienia sierpniowe nie dawały nadziei na lepsze życie. Ogólne rozgoryczenie wynikało też z drogi, jaką obrał Brak. Młodzi muzycy byli wyraźnie pod wpływem nowofalowych brzmień, które z zasady nie niosły nic dobrego. Brak zadebiutował przed szeroką publicznością na II Ogólnopolskim Przeglądzie Muzyki Młodej Generacji - Jarocin'81, gdzie został bardzo dobrzy przyjęty i wyróżniony. Dzięki temu niedługo potem Ziemek z kolegami pojawili się na Międzynarodowych Konfrontacjach Muzycznych Pop Session w Operze Leśnej w Sopocie. Dwukrotnie wystąpił podczas łódzkiego "Rockowiska" (1981, 1982), zagrał na jeleniogórskim "Kart Rocku", odbywał też koncerty w całym kraju. Takie utwory Braku jak Pokolenie, Na Bliskim Wschodzie, Prawo czy Złoto stały się niemal hymnami punkowego pokolenia, Zespół kilkakrotnie zmieniał skład. Trio ostatecznie rozrosło się do kwintetu. Do zespołu dołączył klawiszowiec i saksofonista. Niektórzy dziennikarze uznali w 1982 r. łódzki Brak za muzyczną nadzieję. Jednak losy formacji w tak trudnych czasach z tak trudną muzyką były policzone. W 1983 r. po opolskim występie Brak się rozpadł” (koniec cytatów). .
Ziemowit Kosmowski do dzisiaj pozostaje aktywny, chociaż z dawnych pokładów talentu już niewiele zostało. Wstyd mi myśleć o kupie, którą aktualnie produkuje (proszę mi wybaczyć Panie Ziemku). „Na Bliskim Wschodzie”, noszę jednak w sercu do dziś.

Archiwalny materiał Brak dostępny jest aktualnie na dwóch płytach, polecam zwłaszcza składankę"Porzucona generacja", na której znajdują się równiez utworych innych polskich wykonawców alternatywnych z tego samego okresy:


CD Porzucona generacja 1998 Pop Noise 024 1. Brak - Na Bliskim Wschodzie 2. Brak - Przekłute powietrze 3. Brak - Teatr 4. Brak - Złoto 5. Brak - Pokolenie 6. Brak - Do wzięcia



1, 2, 3, 4 - nagrano w Polskim Radio Opole w roku 1982 6 - nagrano na "Rockowisku `82"

2.Grauzone - Wer von Euch hat die Ahnung????

Pierwszy kontakt z polskim punk rockiem to był koniec lat 70-tych. Pamiętam dziwnie ubranych gości, w czarnych skórach, którzy wałęsali sie po ulicach Starówki i o których mówiono, że do bójek wkładają białe rękawiczki.... Nie miałem pojęcia, co to za moda, skąd się wzięła i że miała jakikolwiek związek z jakimkolwiek stylem w muzyce. Zresztą ani w radio, ani w TV, ani nawet w pismach młodzieżowych nikt się tematem tych gości nie zajmował. Raz na jakiś czas ktoś przebąkiwał o klubie Remont o zespole Kryzys, ale To nie był jeszcze mój czas.

Temat zaczął mnie bardziej interesować dopiero w zakamarkach mieszkania Piotra Wąsowicza w latach 1980-82.
W 1981-1982 roku na ulicach Warszawy pojawiało się coraz więcej młodych gości ze sterczącymi włosami, modne stawały się przykrótkie spodnie (bardzo często bojówki farbowane na czarno), czy poszarpane krótkie kurtki ze znaczkami wpiętymi w klapę. Kurtki skórzane nosili Ci starsi, „ostrzejsi”, lub bardziej odważni. Było paru gości, którzy wyglądali na żywcem wyjętych z Londynu końca lat siedemdziesiątych. Naśladowaliśmy siebie nawzajem. Wymyślaliśmy stroje. Byliśmy domorosłymi stylistami. W sklepach z artykułami metalowymi przy Pl.Grzybowskim kupowaliśmy ćwieki, gwoździe i łańcuchy, którymi zdobiliśmy nasze kurtki.
Na tle ówczesnych przeciętnych obywateli ci wszyscy młodzi ludzie wyglądali na szaleńców. Nie przypominam sobie, żeby jakakolwiek inna subkultura w Polsce tamtych lat intrygowała bardziej niż PUNK. Fajnie to widać na zdjęciach Wasążnika www.wasaznik.com/Generacja80. Pamiętam , że dla mnie to całe środowisko dzieliło się na 2 grupy – tych starszych, szanowanych w środowisku, czy młodszych – takich jak ja, czy kumple z klasy z podstawówki 211, później z Liceum Dąbrowskiego. Ci starsi wzbudzali respekt, nie mieli lęku przed władzą, nie mieli oporu, żeby zabierac nam znaczki, kurtki, czy koszulki własnej roboty. Wśród nich wyróżniała się grupa prawdziwych prekursorów jeszcze z lat 70-tych takich jak Kelner, Majonez czy Plastik. W 1982 kultową postacią w naszych oczach stawał się niejaki Oksford. Ci młodsi, to były grupki po 3-4-ech małolatow z różnych podstawówek, osiedli, czy ulic, którzy znali się od wczesnych lat dzieciństwa i którzy – nie wiedzieć dlaczego – nagle odkryli w punku coś magentycznego. 1982 był dla mnie rokiem łączenia tych grup w duże załogi. Większe załogi budziły respekt, mogly już stawić czoła starszym punkowcom, zwykłym huliganim, czy nawet milicji. Dla mnie, być może nawet dla całego mojego pokolenia , dla pokolenia fanów TZN Xenna, punk rock to były bardzo silne relacje między kumplami. To było poczucie przynależności do czegoś fajnego, niepokornego, szczerego, gdzie ważną rolę odgrywała indywidualna potrzeba wyrażania siebie.
Od zawsze jednak punk skupiony był na muzyce, która przenikała do nas z Zachodu, dzięki tym nielicznym, którzy mieli prawo do podróży po Europie. Pochodzenie społeczne nie miało żadnego znaczenia.
Nie było ideologii w punk rocku a.d. 1981-82...chociaż.... W Polsce chwiał się system polityczny, wielu z nas wchodziło w okres „podręcznikowego” buntu przeciwko rodzicom. System nas wkurzał, wkurzała nas obłuda starych, nauczycieli, partii. I ta wszechobecna chora socjalistyczna nowomowa. Włączałeś TV o 19:00 i słyszałeś przemówienia pierwszych sekretarzy, którzy posługiwali się jakby obcym językiem, językiem złożonym ze słów pozbawionych emocji. Straszne i śmieszne zarazem. Nic nie rozumiałem.
Stan wojenny o dziwo istotnie przyczynił się do rozkwitu punk rocka. Mam wrażenie, że władze, chcąc odciągnąć młodych ludzi od polityki, zaczęły się zgadzać na koncerty, wpuszczanie zespołów rockowych do domów kultury, nawet w czasopismach zaczęły się pojawiać zdjęcia i artykuły n/t nowej muzyki.
W naszej klasie, w podstawówce im. Janusza Korczaka, z której podczas długiej przerwy wszyscy chodzili do Empiku vis a vis domu partii, był taki chłopak Tomek Secomski, dobry mój kolega, który jako pierwszy zaczął wyglądać jak punkowiec. Pierwszy z nas obciął i zaczął stawiac włosy. To było w 1980/81 moim zdaniem. Był jeszcze Grzegorz Piórkowski, Piotr Mierzejewski, Robert Kolk i Darek Podmanicki. Trzymaliśmy się razem, chociaż ja mieszkałem w innej części Sródmieścia Centralnego. Wszyscy mieszkali w wieżowcu przy kinie Atlantic, na tyłach Domów Towarowych centrum. W tym wieżowcu, na 17 piętrze,w mieszkaniu Tomka po raz pierwszy usłyszałem kawałek „Eisbear” szwajcarskiego zespołu Grauzone. To było niesamowite przeżycie. Takiego brzmienia jeszcze nie znałem, rytmiczny surowy kawałek z tekstem w języku niemieckim. I ten chłód, którym emanował. Ten utwór to funadement mojej wiedzy o nowej fali, dowód na to, że muzyka pochodzi nie tylko z Wysp Brytyjskich, czy z USA. Uświadomiłem sobie, że mam do czynienia ze zjawiskiem międzynarodowym. Zabawne jest to, że 2 lata później wyjechałem na kilka lat do Szwajcarii, gdzie miałem szansę poznać dwóch muzyków, którzy ten zespół tworzyli (zachęcam do lektury Wikipedii oraz www.ichwillspass.de/ndw/bands/grauzone.htm).
Pierwszy koncert Grauzone odbył się w mieście Berno w 1980 roku w klubie SPEX, a zespół zyskał wielką popularność zarówno w Szwajcarii, RFN, jak i w Austrii, gdzie z w/w piosenką dotarł nawet do 6 miejsca najbardziej znanej wówczas listy przebojów. Nie istniał długo. Zdążył jednak zyskać status zespołu kultowego. W Polsce kawałek może być lepiej znany z drugiej płyty francuskiego zespołu Nouvelle Vague wydanej 2 lata temu. Stefan Eicher - gitarzysta i wokalista ostatniego składu Grauzone jest od ponad 20 lat gwiazdą francuskojęzycznego indie popu. Polecam Waszej uwadze , drodzy przyjaciele.

poniedziałek, 7 lipca 2008

1.The Jam "In the city"











Po raz pierwszy usłyszałem The Jam siedząc w mieszkaniu Piotra Wąsowicza na poddaszu przy ul.Nowy Świat. To było na początku lat 80-tych. 80 albo 81, nie pamiętam dokładnie. Piotr to był kolega i z podwórka i z tej samej klasy ze szkoły podstawowej nr. 211, która mieściła się na tyłach Empiku przy dzisiejszym Rondzie de Gaulla. Z tego co pamiętam jego matka miała rodzinę we Francji, do której raz na jakiś czas udawało się jej wyjechać. Przywoziła rozmaite płyty gramofonowe. Po lekcjach spotykaliśmy się u niego, żeby poszaleć w zakamarkach całkiem sporego mieszkania. Z tego mieszkania było fajne wyjście na dachy ulicy Nowy Świat. Nowy Świat to była właściwa nazwa dla tego, co zaczęliśmy wtedy przeżywać. U Wąsa spotykaliśmy się zazwyczaj w gronie 4-ech, pięciu osób. Później z tej grupki kolegów ukształtowała się tzw. załoga. Nadchodziły bowiem czasy załóg. Wtedy, siedząc na poddaszu u Piotra Wąsowicza nie mieliśmy jeszcze pojęcia, że szykuje nam się w głowach prawdziwa rewolucja.
"In the city" była jedną z wielu płyt, które zalegały w pokoju, w którym rodzice Wąsa słuchali muzyki. W tamtym czasie, gdzieś w tle widoczne były również okładki płyt innych zespołów "nowego nurtu" m.in. Ultravox.

The Jam to było jednak coś zupełnie unikalnego. Po latach Beatelsów, po otarciu się o Led Zeppelin i Deep Purple (słuchał tego maniakalnie mój brat Marcin), pojawiło się nagle brzmienie, inne od wszystkich znanych nam - chłopakom z warszawskiego Śródmieścia.

To miałą być nasza pierwsza lekcja punk rocka. Image chłopaków z the Jam był nam - fanom the Beatles - niezwykle bliski: garnitury, biale koszule, czarne krawaty, "rolling stonki".

To był czas, kiedy wszyscy zapragnęliśmy grać muzykę

Na Nowym Świecie był taki sklep z instrumentami....chyba istnieje do dziś.

Słuchając kawałka "Batman" (czy kojarzycie amerykański serial z lat 80-tych?) wielu z nas pomyślało poważnie o zakupie swojej pierwszej gitary - na początek klasycznej. Made in DDR. Oczywiście.
Z upływem czasu poczułem, że najlepsze numery z tej pierwszej (zresztą) płyty the Jam to "Art school" i "In the city". Gdybyśmy w tamtych czasach mieli szansę zobaczyć jak wyglądał na żywo ten modsowsko-punkowy zespół Paula Wellera, być może "rewolucja' wydarzyłaby się znacznie szybciej. To był dopiero jej przedsmak.

In the city theres a thousand things I want to say to you
But whenever I approach you, you make me look a fool
I wanna say, I wanna tell you
About the young ideas
But you turn them into fears
In the city theres a thousand faces all shining bright
And those golden faces are under 25
They wanna say, they gonna tell ya
About the young idea
You better listen now youve said your bit-a
And I know what youre thinking
You still think I am crap
But youd better listen man
Because the kids know where its at
In the city theres a thousand men in uniforms
And Ive heard they now have the right to kill a man
We wanna say, we gonna tell ya
About the young idea
And if it dont work, at least we said weve tried
In the city, in the city
In the city theres a thousand things I want to say to you

100 najważniejszych płyt. Od czego zacząć?

Ranking będzie subiektywny, emocjonalny, podporządkowany własnej historii, zapisanej przez płyty, utwory muzyczne i koncerty. W tle każdego wydarzenia płynie muzyka, niekiedy glośniej, niekiedy ciszej. Niekiedy wychodzi na pierwszy plan, niekiedy gaśnie, jednak zawsze na krótko. Muzyka demaskuje, odkrywa ludzkie charaktery, zdradza nastroje, uwierzytelnia. Chociaż uznać należy prawdę, że są ludzie dla których nie ma znaczenia. Muzyka jest jednak wszędzie, zawiera się szumie morza, szeleście drzew, płonącym ognisku, warkocie silników, w odgłosie trzaskających drzwi, nawet w marszu żołnierzy. Kwestia definicji jest tu najmniej istotna.

Wracając do początku...różne piosenki miały różny wpływ na moje. Odkąd ojciec dał mi w prezencie swój stary adapeter i płytę analogową, którą przywiózł z Jugosławii. To byli The Beatles. Mniej więcej w tym czasie zacząłem z kolegami z podstawówki rozmawiać o muzyce. Większość z nich stawała się fanami tego zespołu. Rolling Stones nie byli wtedy wtedy wśród nas "na topie". I nie była to kwestia dostępności. Na pewno nie. Po prostu bardziej nam odpowiadały melodyjne piosenki. Tak mi już zostało do dziś. O the Beatles nie będę pisać w pierwszej kolejności. Zacznę od płyt, do których wróciłem ostatnio.