środa, 1 października 2008

11.The Chameleons „Script Of The Bridge”



Świat w 1983 był smutny. W Polsce dominował klimat martyrologii... to był rok zabójstwa Grzegorza Przemyka, Pielgrzymki Papieża i Nobla dla Wałęsy. W Szwajcarii nie działo się nic specjalnego. Izolacja, samotność, tęsknota za krajem wprowadzały mnie w depresję. Klimat Berna, miasta w którym miałem spędzić kolejne lata, nie sprzyjał poprawie nastroju. Małe zabytkowe uliczki, piękne położenie centrum , wysoko nad doliną, w której płynęła dzika rzeka, widok Alp w tle, renoma miasta samobójców, to wszystko sprawiło, że pierwszą płytą kupioną przez mnie na wyjeździe była „Unknown Pleasures” Joy Division. Drugą był „Closer”, a trzecią „Still” tego samego zespołu. Jednak nie Joy Division sprawili, że w swych egzystencjalnych przemyśleniach dotarłem do samego dna mroku. Na wyprzedaży w jednym z lokalnych sklepów płytowych kupiłem składankę nowofalowych kapel wydaną przez niezależną wytwórnię Statik Records. Znalazłem na niej m.in. The Pulp (tak ! ten zespól istnieje do dzziś..) i The Chameleons. The Chameleons to jest dla mnie prawdziwe dno rozpaczy. Piękna gitarowa muzyka z Manchesteru. Prawdziwi bohaterowie drugiego planu. Jeden najbardziej niecocenionych wykonawców lat 80-tych. W tamtych czasach kojarzyli mi się z najlepszymi numerami U2 z czasów WAR i October. U2 to nie był obciach w tamtych czasach... Muzyka Chameleons to było jednak coś głębszego, o wiele bardziej dołującego, rozkosz dla zakochanych masochistów, gotowych do wyszukanych wulgarnych aktów samobójczych . Muzyka, która rani, a którą kochasz nad życie. Kocham ich do dziś. To przez nich stałem się romantykiem. Nie przez The Cure czy przez Bauhaus, których wrzuca się do tej samej szufladki z nalepką „cold wale”.


Cytując za www.screenagers.pl: „The Chameleons przez bardzo długi czas pozostawaliby pewnie nieco w cieniu tych wielkich spod znaku mrocznych, przygnębiających brzmień z Joy Division na czele, gdyby nie rok 2002. Interpol odkurzył wtedy post-punkowe brzmienia, nie wzorując się przy tym tylko i wyłącznie na zespole Iana Curtisa, ale także na takich trochę już zakurzonych kapelach jak The Sound, The Psychedelic Furs czy właśnie The Chameleons. „What Does Anything Mean? Basically” to płyta, od której warto rozpocząć przygodę z muzyką formacji z Manchesteru – jest zdecydowanie bardziej przystępna i zróżnicowana niż debiutanckie „Script Of The Bridge” i chwytliwsza niż „Strange Times”. (kw)"


. ...osobiście polecam przed wszystkim „Script Of The Bridge”



Polecam Waszej uwadze: http://www.thechameleons.com/
Here Today (Pierwszy numer tego zespołu jaki usłyszałem. Traktuje o zabójstwie Johna Lennona)


Don't know what happened
But somebody lost their mind tonight
Not sure what happened
But I don't think I got home tonight
And there's blood on my shirt
The clap of thunder
And I see my life go flashing by
The smell of sulphur
And I weep as I embrace the sky
I heard somebody scream
My chest is burning
I think someone set my soul alight
Don't know what happened
But I don't think I got home tonight
I wonder whyI wonder why
Ahhhh, there's madness here today
Ahhhh, I think I'll go away
Where is my wife?
Where is my wife?

I'm draining away
I'm draining away (Draining away)
Here today

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

raff....ja do tych ktorzy pieknie dolowali dolaczyl bym jeszcze THE DANSE SOCIETY ....... poznalem ich z reszta dzieki.....dzieki tobie oczywiscie.....do dzis mam ich na starych kasetach ktore swiszcza i gwizdza......ale kiedy jesien nie tylko za oknem wracam do nich.....

H.