wtorek, 9 września 2008

10.UK.Subs "Diminished Responsibility"







Wyobraź sobie, że jest zima 1983 roku. Zbliża się koniec tygodnia. „Każdy kolejny dzień jest powieleniem poprzedniego dnia”, jak mawiał w tamtych czasach mój stary przyjaciel Grzegorz. W TV tylko dwa programy, w radio niewiele więcej, wybór prasy to wybór między wieczorną dniówką a „razem” lub „Na przełaj”. „Non stop” jest najbardziej „godną wagi” publikacją pośród szarych gazet oferowanych w „sześcianowych kioskach”. To był periodyk muzyczny wydawany latach 70. i 80. (XX w.) w Polsce w charakterze miesięcznika. Ukazywał się jako dodatek do Tygodnika Demokratycznego. Pamiętam, że można tu było natrafić na artykuły n/t nowej muzyki na Zachodzie i w Polsce.












Nie było Internetu, nie było lokali koncertowych, lokali oferujących ciekawe imprezy artystyczne, życie toczyło się pomiędzy szkołą, Remontem a Hybrydami, między młodzieżowymi domami kultury a Starym Miastem, nie było fajnych sklepów z płytami, z wyjątkiem komisu przy rynku Nowego Miasta, Polskich Nagrań na Nowym Świecie i Tonpressu w pobliżu kina Atlantic, spotykaliśmy się na ławkach, przy śmietnikach, w małych pokoikach przy Chmielnej, słuchaliśmy muzyki, brzdąkaliśmy na rozstrajających się wiecznie gitarach, czekaliśmy na coś, co przybliży nas do Zachodu, do Londynu, do Świata, do którego nie mieliśmy dostępu. W marcu 1983 miał się odbyć na Torwarze koncert brytyjskiego punk rockowego zespołu U.K Subs. Przylecieli w 1983 roku na 13 koncertów do Polski. To była pierwsza punkowa grupa, która odwiedziła nasz kraj występując w największych polskich miastach razem z Republiką. Pamiętam jak czekaliśmy na to wydarzenie, odliczaliśmy tygodnie, dni, potem godziny. Ten koncert, zrealizowany na warszawskim Torwarze był punktem kulminacyjnym dla drugiej fali polskiego punk rocka, wydarzeniem przełomowym w naszym życiu, zapamiętanym na długo, może nawet na zawsze, punktem odniesienia, punktem orientacji w przeszłości. Pamiętam miasto wypełnione po brzegi załogami czarnoskórych punkowców i uczesanych fanów republiki, pamiętam ich czarno białe flagi i krawaty, pamiętam dziesiątki patroli tułających się po mieście w ślad za załogami. Torwar otoczony przez szwadrony uzbrojonych milicjantów stojących twarzą w twarz ze szwandronami modnie ubranych małolatów patrzących na nich spojrzeniem mówiącym „odwalcie się do nas” . Cała nasza załoga tu była, 15, może 20 osób, wszystkie polskie załogi, wszyscy nasi lokalni idole, wszystkie legendarne osobowości sceny, wyglądaliśmy świetnie, „galowo”, to musiało robić wrażenie. Uk.SUbsTo był jeden z najbardziej kontrowersyjnych zespołów brytyjskiego punk rocka. Inny niż Sex Pistols, The Clash czy Buzzcoks, wyklęty, pogardzany, niesprawiedliwie niedoceniany, z liderem, który był co najmniej dwa razy starszy od wszystkich naszych ówczesnych muzycznych bohaterów z okładek angielskich płyt analogowych (Charlie Harper to weteran angielskiej sceny R&B, urodził się w 1944..w Londynie). W marcu 1983 U.K. Subs z chwilowo ustabilizowanym składem (z Alvinem Gibbsem na basie i Stevem Robertsem na perkusji) stanęli u stóp Pałacu Kultury. Płyta, z której pochodziła większość materiału zagranego na koncercie to jedna z najlepszych produkcji zespołu: Diminished Responsibility – top 100 moich ulubionych płyt rockowych wszechczasów. Niedoceniana, nieznana, znakomita, energetyczna, rock and rollowa, zbyt melodyjna w porównaniu z dokananiami Exploited, Discharge czy GBH, tysiąc razy bardziej dynamiczna niż płyty kapel z lat siedemdziesiątych. Pamiętam tłumy nowofalowców tańczących przed wielką sceną, pamiętam wielkie przejęcie wszystkich - to był największy jak do tej pory koncert punk rockowy w Polsce, zresztą jak dla mnie całkiem nieźle nagłośniony z gęsta energią zawieszoną w powietrzu. I tu można powiedzieć, zaczyna się historia słowa „unity”, symbol poczucia wspólnego uczestniczenia w czymś wyjątkowym, specjalnym, jedynym w swoim rodzaju. Jedności poza podziałami. Teraz to wszystko brzmi dosyć naiwnie, wręcz infantylnie, wtedy to słowo i jego znaczenie było nam potrzebne. Serio ;).

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

k... mam nadzieję, że znajde jeszcze gdzieś stare egzemplarze non stop.
szczególnie pamiętam dezerterowską okładkę z tekstem 12 l piwa dostarcza pełnego dziennego zapotrzebowania na kalorie (czy jakoś tak)

pzdr
miro

Anonimowy pisze...

też byłem na tym koncercie, a także w krakowie(hala wisły), było mocno, milicjant, za wygląd, motorowa skóra,czerwona apacha, od razu(nie wiem czemu) uznał mnie za szefa gangu punkerskiego, i nastraszył,że dostaniemy wpierol, gdybyśmy coś, zaszumieli....a od Nicka garreta dostałem bagde'a...to był szał....