sobota, 30 sierpnia 2008

Punk rock covers

Urodziłem się w latach sześćdziesiątych. W latach siedemdziesiątych słuchałem The Beatles i LED Zeppelin - jestem zdania, że Revolver i "I" LZ to genialne, ponadczasowe płyty. Rolling Stones kojarzą mi się tylko z rozdętymi wargami wokalisty i leginsami opinającym włożoną w majtki parówkę.
Na początku lat osiemdziesiątych zacząłem słuchać punk rocka i nowej fali lat siedemdziesiątych , pod koniec lat osiemdziesiątych pojawił się amerykański hard core i grunge, ale nadal słuchałem punk rocka lat siedemdziesiątych, potem był acid jazz, trip hop, stoner rock, 60’s thrash, psychobilly, minimal music, noise, trash metal, electro i inne gatunki. Na początku lat dziewięćdziesiątych nadal uwielbiałem punk rocka lat siedemdziesiątych, teraz mamy rok 2008 i mój sentyment do punk rocka lat siedemdziesiątych spowodował, że muszę o nim pisać.
Myślę, że nie chodzi tu tylko o fascynację samą muzyką i jej socjologiczną otoczką. Punk rock lat siedemdziesiątych zawsze był dla mnie zjawiskiem artystycznym, z unikalnym obrazoburczym, jednak „modowym” wizerunkiem zespołów, z energetycznymi koncertami, na których wszyscy mieli poczucie uczestniczenia w rewolucji, wreszcie z „plastycznymi” okładkami płyt, które zapadły mi w pamięć bardziej niż jakiekolwiek inne z jakiegokolwiek innego okresu. Gdybym miał wymienić 5 najbardziej artystycznych, zapamiętywanych okładek długogrających płyt punk rockowych, wśród 5 najlepszych umieściłbym:

1.Never Mind the Bollocks by Sex Pistols - nigdy nie byłem ich fanem, ich styl za bardzo "trącił marketingiem", ale w końcu i ja znalazłem sie w tym samym bagnie ;). Ta okładka to definicja stylisyki gatunku.
2.”Pierwszy” The Clash - mistrzostwo - okładka tak samo zapamiętywalna jak pozycja nr.1 . Chłopaki wyglądają stylowo.
3.London Calling by The Clash - kultowe zdjęcie, oddaje esencję i klimat koncertów, poza tym doskonała płyta. Mój Top 10.
4.”Unknown Plesaures” Joy Division (tak, uważam, że ten zespół za przedstawicieli punk rocka lat siedemdziesiątych, chociaż współcześni dziennikarze mówią o ich stylu zazwyczaj „cold wale” lub po prostu „nowa fala”. Kto widział na dvd lub na video ich koncert, wie co mam na myśli…). Ten zespół bardziej pasuje do Bena Shermana niż do H&M
5.”Pink Flag” by The Wire - zabija prostotą...


.














niedziela, 24 sierpnia 2008

Nie ma odwrotu.

W drugiej połowie 1982 roku coraz więcej czasu zacząłem spędzać z załogą. Chodziłem już wtedy do drugiej klasy Liceum im.T.Rejtana. Oprócz Exekucji miałem jeszcze jeden zespół o dosyć beznadziejnej nazwie Rozdzienia Warzyw. Próby odbywały się na drugim piętrze naszej szkoły przy ul.Wiktorskiej, w pokoju, który mieścił się nad pokojem POP – gdzie urzędowali działacze partyjni. Na perkusji grał Jarek Kulczycki, obecnie znany prezenter telewizyjny. Oprócz nas ćwiczył tu inny zespół nowofalowy – System Romanof . Graliśmy głośno i prymitywnie, na tyle przeszkadzająco, że do naszej salki bezustannie dobijał się ktoś z nauczycieli. Sala prób była miejscem spotkań nielicznych „załogantów” z Rejtana. Mniej więcej w tym czasie poznałem na szkolnym korytarzu Czarka – Docenta (wyłowiliśmy się w tłumie wzrokiem ze względu na podobne fryzury) , to od niego dostałem swoją pierwszą kurtkę skórzaną, którą później skrupulatnie „wybiłem” ćwiekami, zakupionymi w okolicach pl.Grzybowskiego. Czarek przyjaźnił się z Doktorem, Jackiem Stockim – był to gość, który niesamowicie wyróżniał się pod względem swojego wyglądu - super „rasowo” ubrany, z fryzurą a la Sid Vicious, chodził też w czarnej skórze, a na piersi zawieszony miał łańcuch z małą kłódką. Wyjęty żywcem z ulic Londynu.żo godności. Zaczęliśmy spędzać razem coraz więcej czasu, na ulicach, na podwórkach, na Mokotowie, przy Nowym Świecie u Magdy Jesień, pod Remontem, na Powiślu, gdzie w mieszkaniu mojego kolegi z klasy bardzo często odbywały się imprezy przy muzyce i papierosach. Alkohol nie kręcił nas wtedy zupełnie, no może z nielicznymi wyjątkami. Tu poznałem Truskawę, Kiwaka, Arka Hodunia, Bartka – Asystenta, Koconia, Oksforda . Niektórzy chodzili w skórach, inni w prochowcach, ze znaczkamu w klapie, w pasach wybitych ćwiekami, z kolczykami w uszach, w spodniach w szkocką kratę. Pisałem już o tym wcześniej. Staraliśmy się wszędzie chodzić razem, pilnowaliśmy siebie nawzajem, łatwo było wtedy zostać sprowokowanym za wygląd, za swoją odmienność. Teraz, oceniając tamte lata z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że czułem się bardzo pewnie. Załoga dała mi odwagę, która pozwoliła mi w przyszłości nauczyć się wyrażać własną opinię, stawiać się, gdy inni kładli po sobie uszy, patrzeć prosto w oczy, gdy należało spuszczać wzrok. Słuchaliśmy wtedy dużo Exploited, Discharge czy GBH. Mój ulubiony - GBH - powstał w 1978 i należał do grona pionierów angielskiego hardcore punka. Ich wokalista Colin Abrahall, naprawdę wyglądał świetnie. W kolejnych latach wielu z nas starało się do niego i jego kumpli upodobnić.
Niesamowite jak potoczyły się losy ludzi załogi, niektórzy upadli, niektórzy umarli, niektórzy stali się przedsiębioracami, biznesmenami, po niektórych słuch zaginął. Niektórzy nie chcą pamiętać tamtych czasów socjalistycznego syfu i upodlenia. Niektórym nie wypada pamiętać.

W Polsce ikoną drugiej fali punk rocka była TZN Xenna. Pamiętam wyemitowany kiedyś w polskiej telewizji fragment niemieckiego programu o subkulturach, w którym pokazano chłopaków z Xenny, wygłupiających się, gdzieś chyba na Marszałkowskiej. To był szok. Myślę, że żaden polski zespół punk rockowy nie wyglądal w 1982 roku tak dobrze jak oni. Gdzieś, na jakimś blogu przeczytałem, że dla polskiej muzyki punkowej byli, tak jak dla Brytyjczyków grupa Sex Pistols, jednym z najbliższych korzeniom muzyki punk zespołów. Utwory TZN Xenna były często nadawane w Radiu Wolna Europa!

Xenną „zaraziłem” się na ich wspólnym koncercie z Dezerterem w Remoncie. Klub wypełniony był po brzegi punkowcami, między nogami plątały się – chociaż trudno w to uwierzyć - małe dzieci z irokezami na głowach, ludzie przepychali się nazwajem, w tłumie dominowali Tyc, Oksford czy Siwy. Pamiętam, że koncert filmowany był przez jakąś zagraniczną ekipę. Do dziś mam w głowie „Salwador” Dezertera i „I don’t want to see you” w wykonaniu Zygazaka. Pamiętam jak przez mgłę Arka Hodunia leżącego na scenie na jakimś fortepianie, chyba.. na fortepianie. Zygzaka poznałem dobrze dopiero po moim powrocie ze Szwajcarii w 1987. To były czasy bardzo fajnej kapeli The Klaszcz, w której Zygzak śpiewał i o której napiszę jeszcze. Ciekawostką jest to, że gitarzystą tego zespołu był Alex Kłoś, znany dziś z Gazety Stołecznej i Co jest Grane. Świetny gitarzysta. I świetny gość.

piątek, 8 sierpnia 2008

3 perły nowej fali. Człowieku, czy znasz the Wire?

Przez wiele lat młodości wolałem muzykę brytyjską od amerykańskiej. Myślę, że w dużym stopniu wiąże się to z faktem, że zespołem mojego dzieciństwa byli the Beatles i że w okresie dojrzewania słuchałem głównie brytyjskiego punk rocka i nowej fali. Nawet dziś, gdy ciągle... , chorobliwie szukam nowych brzmień, gdy męczy mniej głód nowej muzyki, najbardziej błyszczące perły odnajduję na Wyspach Brytyjskich. Kocham muzykę Detroit, teksańskie hillbilly, nowojorski hard core i punk rocka z Orange County, ale nadal uważam, że kierunki w muzyce wyznaczają Angole. Na początku lat 80-tych zetknąłem się z kilkoma brytyjskimi zespołami, na ktore dziś powołują się szeregi nowych indie rockowych kapel lansowanych przez muzyczne portale i dinozaury branży fonograficznej - wielkie wytwórnie płytowe. Płyty, które mam teraz w głowie , nie wywarły na mnie aż tak wielkiego wpływu jak prosty nieociosany punk 77, garażowy r'n'roll, ale i tak z pewnością stanowią kluczową część mojej płytoteki. W 1982 wielu moich kumpli słuchało 3 zespołów: The Magazine, Wire i Gang of Four. Ktokolwiek eksploruje przestrzeń pt. "nowa fala lat 80-tych" powinien sięgnąć po 3 ich albumy. Bez nich nie byłoby takich wspólczesnych kapel jak Bloc Party, Futureheads czy These New Puritans określanych mianem następców nowej fali lat 80-tych. Pomyślcie, że gwaizdy lansowane teraz przez New Musical Express są naśladowcami kapel, które istniały już 30 lat temu...Wtedy ich brzmienie było szyderstwem wymierzonym w serce rocka progresywnego.

Po pierwsze inteligenci punk rocka - The Wire i płyta "Pink Flag" - to była jedna z ulubionych płyt mojego starego kumpla "Górala" Jarka Góralczyka, mieszkańca Saskiej Kępy i słynnego w Warszawie "niepokornego", szczerego wielbiciela zespołu CRASS. Wire wyprodukowali swoje pierwsze płyty w 1977 i 1978 roku. Kapela cechowała się wysokim poziomem artyzmu.
W zespole wybijały się dwie osoby: Colin Newman --świetny tekściarz oraz B.C. Gilbert - intrygujący gitarzysta.
Ich muzyka "charakteryzuje się specyficznym, klimatycznym brzmieniem i nietypowymi, niepokojącymi tekstami" (Wikipedia). Grali super prosto, niezbyt szybko, gitara miała surowe brzmienie, trudno to było zanucić, ale waliło w serce "czystą żywą energią". Mój ulubiony numer na płycie to Reuters:

Our own correspondant is sorry to tell
Of an uneasy time that all is not well
On the borders there's movement
In the hills there is trouble
Food is short, crime is double
Prices have risen since the government fell
Casualties increase as the enemy shell
The climate's unhealthy, flies and rats thrive
And sooner or later the end will arrive
This is your correspondant, running out of tape
Gunfire's increasing, looting, burning, rape


Lubię estetykę i grafikę angielskiej nowej fali. Okładka "Pink Flag" to prawdziwy klasyk, który powinien być umieszczany w podręcznikach o sztuce użytkowej tamtych czasów zaraz obok "Never Mind the Bollocks" czy "Unknown Pleasures". Mistrz.


Kolejna perła to Gang of Four - "brytyjska grupa post punkowa z Leeds w Anglii. Pierwotny skład stanowili wokalista Jon King, gitarzysta Andy Gill, basista Dave Allen i perkusista Hugo Burnham. Zespół był w pełni aktywny od 1977 do 1984, powrócił dwa razy w latach dziewięćdziesiątych, po czym zawiesił swoją działalność aż do roku 2004. Najważniejszym składnikiem muzyki Gang of Four była prawie taneczna sekcja rytmiczna i "urywane", często synkopowane zagrywki gitary, z dużym udziałem tłumienia. Brzmienie samej gitary niemal "kłuło w uszy". Ich pierwsza płyta Entertainment! z 1979 roku to jeden z fundamentów brytyjskiej nowej fali. Można się tu nawet doszukać fasycnacji funkiem. Fajna rzecz. Dla smakoszy wykręconych prymitywnych rytmów.

Trzecia perła to the Magazine, brytyjski zespół nowofalowy założony przez Howarda Devoto z zespołu Buzzcocks, o których jeszcze napiszę bo to moi idole ;). "W nowym zespole już od 1977 wraz z Wire stawiał fundamenty pod brytyjską, artystyczną odmianę post-punku. Zwieńczeniem dyskografii okazał się wydany w 1980, trzeci studyjny album grupy. To tutaj Devoto, słynny Barry Adamson i spółka osiagnęli najwyższą formę kompozytorską, tak dorównując elegancji Davida Bowiego („You Never Knew Me”), nerwowemu groove’owi Talking Heads („Thank You”), jak i wydzielając – na wzór Wire – rozkoszne melodie w głodowych dawkach („I’m A Party”). „The Correct Use Of Soap” jednak przede wszystkim najlepiej uchwyciło własny pomysł Magazine na granie: głos w połowie śpiewającego, w połowie deklamującego Devoto, arktyczny chłód partii klawiszowych, cold-wave’ową bezduszność perkusji, ale i chwilami popową lekkość motywów gitarowych." (czytaj dalej na http://www.screenagers.pl/index.php?service=xtras&action=show&id=7action=show&id=7action=show&id=7)


niedziela, 3 sierpnia 2008

RIVIERA REMONT


Tilt przed Galerią Remont. Fot. (c) Henryk Gajewski, 1980 (http://www.obieg.pl/introduction/lrmw_alfonsy.php)





No i stało się: słynny - można nawet śmiało powiedzieć, że legendarny - Klub Remont przestał istnieć na artystycznej scenie Warszawy. W tym miejscu, gdzie kiedyś działał, istnieje, jeszcze lokal o tej samej nazwie, jednak z dawną legendą niewiele ma wspólnego. Budynek jest odnowiony, pomalowany na błękitny kolor, nie ma w nim już pokrytych kurzem witryn, w których zwieszone były „old schoolowe” plakaty z informacjami n/t nadchodzących imprez koncertowych. Dziś już niewiele kto wie, jaką rolę odegrał ten klub w historii polskiej muzyki tzw. alternatywnej. Grywały tu zespoły zagraniczne, o których mawia się, że wyznaczały trendy... nawet w muzyce światowej! To wstyd i grzech, że na aktualnej stronie www klubu brak informacji o jego historii, brak biografii ludzi z nim związanych, brak notek na temat zespołów, które przez wiele lat miały tu próby. W czasach mojej młodości, na początku lat 80-tych, Remont miał status kultowej świątyni wyznawców punk rocka, miejsca zakazanego i potępianego przez rodziców, przyciągającego wszelkich dziwaków, abnegatów, buntowników i artystów. Pamiętam jedną z moich pierwszych wizyt w klubie - był to chyba koncert jakiś polskich kapel nowo-falowych w 1981 roku - czułem się jak za granicą, może nawet jak Londynie.. przekraczasz jego próg i spotykasz ludzi, którzy zupełnie nie pasują do szarości miasta, do smutku Warszawy, do syfu, który zalega na zewnątrz. Nawet jeśli dla małolatów takich jak ja wizyta w Remoncie obarczona była w tamtych czasach ryzykiem sponiewierania, upodlenia, pobicia i utraty mienia takiego jak znaczki, koszulki czy nawet kurtki, i tak było warto tu się znaleźć. To było uczestniczenie w niezwykłych wydarzeniach, w niezwykłym - jak na tamte czasy -miejscu z ludźmi, którzy mieli odwagę przeciwstawiać się stereotypom. Tak to miejsce zapamiętałem. Może i jest w tym idealizowanie, "napompowane", przekoloryzowane stękanie, ale wynika ze szczerej tęsknoty do ciekawych miejsc i sytuacji. Pozwolę sobie zamieścić obszerne fragmenty tekstów ze strony www.mitologie.pl, które fajnie oddają klimat tamtych czasów - zachęcam to odwiedzin strony. Naprawdę warto ! (Wyrazy szacunku dla autorów). W polskim internecie nadal brakuje ciekawych archiwów tamtych czasów.


„Remont” był najważniejszym klubem w latach 70-tych. Miejscem absolutnie niezwykłym – kultowym jak by się dziś powiedziało. Centrum wydarzeń artystycznych i towarzyskich – wszyscy się tam spotykali. Poszczególne oddziały klubu prowadzone były przez ludzi świadomych, często artystów - pełnych pasji i determinacji. Dzięki temu w swych działaniach klub osiągał wybitny poziom i uznanie przypieczętowane nagrodami „czerwonej róży” które mu przez kilka lat przyznawano. W pierwszej połowie lat 70 tych muzyka rockowa przeżywała impas - w natarciu był wtedy jazz. I Jazz Club Remont był najlepszym klubem jazzowym w Polsce. Grała tu czołówka polskich muzyków, zapraszano gwiazdy z zagranicy.
Punk w Remoncie
Remont miał wiele „oddziałów” z których każdy był na swój sposób wybitny i nieprzeciętny: Galeria Remont prowadzona przez Henryka Gajewskiego, ośrodek teatralny, DKF Kwant, Jazz Club Remont, Folk Club Remont. I do tego wszystkiego
Andrzej Turczynowicz - „Amok” przygarnął pierwszych punkowców organizując na początku 79 roku "Sound Club" - spotkania przy nowej muzyce puszczanej z płyt. Równolegle Henryk Gajewski nie obawiał się łączyć konceptualnych performances z punk rockiem widząc w nim rewolucyjną energię, której sztuce brakowało. Organizował pokazy filmów muzycznych, pierwsze koncerty i nagrania. Cechą Remontu była zawsze duża otwartość na nowe zjawiska oraz mix rożnych środowisk. Twórczy ferment doprowadzał do wielu prekursorskich na polskim gruncie wydarzeń. I nic też dziwnego, że pierwsze przejawy punka zaistniały właśnie tam. Symboliczny, pierwszy koncert punkowy w Polsce - występ grupy „the Raincoats” - odbył się w Remoncie, za zasługą Henryka Gajewskiego, w ramach międzynarodowego festiwalu artystów performance „I am” - wiosną 78 roku. W tym czasie mało kto miał w Polsce pojęcie o punku. Cały ten festiwal był wydarzeniem przełomowym, wielkim szokiem - pierwszą możliwością bezpośredniej konfrontacji z tym co najbardziej twórcze i postępowe w światowej niezależnej kulturze. Właściwie „pełną parą” punkowa aktywność w Remoncie ruszyła po sierpniu '80. Galeria Post Remont była stałym miejscem spotkań – centrum alternatywnych działań, Folk Klub Remont organizował „Diafory”, które przybrały tez taki nieco „integracyjny” – „artystyczno-punkowy” charakter. Andrzej Zuzak z grupa przyjaciół utworzył Agencje Sztuki Alternatywnej, która miała być pierwszą niezależną agencją artystyczną wspierającą działalność młodych alternatywnych grup rockowych, a także inne formy działalności artystycznej. Jednak ten okres nowych możliwości i ożywienia przypadł już na schyłek pierwszej fali punkowej. Wszystko osłabiła fala posierpniowej emigracji, a stan wojenny ostatecznie zakończył ten etap” (Michał 12:41, 17 lis 2007 (CET) Źródło: "http://www.mitologie.pl/index.php?title=Riviera-Remont")
Zdjęcie "ludzi przed Remontem" pochodzi ze stron http://www.wasaznik.com/Generacja80/Black-White-2/129